Zanim za konferencyjnym stołem usiadła Świątek, to chwilę wcześniej Elina zdążyła bardzo ciepło wypowiedzieć się o Polce, co zresztą zawsze powtarza. To sprawia, że ich konfrontacja z uwagi na bliskie relacje w pewnym sensie będzie symboliczna, pamiętając także o dużym wsparciu Igi dla Ukrainy. Switolina na ponad rok zawiesiła karierę z powodu macierzyństwa, co już czyni ją pewną "zagadką", a ponadto obie panie nie miały okazji często się ze sobą konfrontować. To dodatkowo sprawia, że Iga bardzo wprost odniosła się do pytania i założenia na mecz z Eleną. "Żadnych założeń nie ma. Przyznam, że od ciąży Eliny nawet nie trenowałyśmy ze sobą, więc tutaj akurat będę bazowała na tym, co mi powie trener, na taktyce" - odparła. I dodała: "Z drugiej strony fajnie, że znamy się, wiem jak ona gra, ale właśnie sama nie wiem, jak to teraz będzie wyglądało po jej półtorarocznej przerwie. Podejdę do tego meczu, jak do każdego innego, ale ogólnie to cieszę się, że ona też wygrywa. Bo wrócić, jako mama, do sportu pewnie nie jest łatwo. Do tego szanujemy się oraz lubimy". Iga Świątek w tarapatach, a to nie koniec. Jasne przesłanie. Dopiero teraz się zacznie Świątek po trudnej przeprawie na Wimbledonie. "Mecze tenisa też się przegrywa" Istotne były dwa odniesienia Świątek, oba jeszcze na świeżo do konfrontacji z Bencic. Iga po niektórych akcjach okazywała wyraźne niezadowolenie, zdawać się mogło, że z wszystkich trudniejszych momentów "tu i teraz" w meczu nie jest jej łatwo się wyswobodzić. Polka wypychana była ze swojej strefy komfortu przez świetnie usposobioną rywalkę, która wiedziała, w jaki sposób jest w stanie najbardziej dawać się we znaki faworytce. I swoją taktykę długimi fragmentami starała się realizować. "Gdybym do końca nie zapanowała nad emocjami, to wracałabym do domu. Wiedziałam też, że dobrze gra moja przeciwniczka. Nie unikała ryzykownych decyzji, które czasami dobrze się dla niej kończyły. Z kolei ja czasami zagrałam zbyt asekuracyjnie. Jednak mecze tenisowe nieraz tak się układają, bo wydawać by się mogło, iż to ja jestem w pierwszym secie bardziej solidna, a z kolei wygrałam nie tę partię, tylko drugą. To pokazuje, że nie miałam w sobie jakiegoś chaosu, a bardziej liczył się fakt, że Belinda umie grać na trawie, z czego zdawałam sobie sprawę. Do piłek meczowych podeszłam jak najdokładniej i jak najlepiej serwowałam. Miałam koncepcję do końca, nie cofnęłam się, więc nie powiedziałabym, że było to coś szczególnego. Takie momenty się zdarzają, mecze tenisa też się przegrywa" - analitycznie wyjaśniła podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego. Z pozycji uczestnika wydarzeń można było odnieść wrażenie, że w niektórych momentach, jak na przykład w dziesiątym gemie pierwszego seta, ożywienia wśród "biało-czerwonych" nie pomogło Polce. Głośniej zrobiło się, gdy bowiem miała dwie piłki setowe, a mimo to Bencic wyszła z tej opresji i wyrównała stan rywalizacji. By ostatecznie otwierającego seta zapisać na swoim koncie. Równie dobrze to mogła być tylko pewna koincydencja czasowa, dlatego postanowiliśmy dopytać samą zainteresowaną, jak wpływały na nią okrzyki z trybun, które oczywiście w założeniu miały dodawać jej wiatru w żagle. Spotkanie miało zabawne zakończenie. Gdy Iga już podnosiła się zza stołu, na odchodne usłyszała z sali: "zdrowiej!". Skonsternowana spojrzała, uśmiechnęła się i od razu odpowiedziała: "ale ja jestem zdrowa". Artur Gac, Wimbledon Rewelacyjny mecz Igi Świątek. Wiemy, ile zarobiła za awans do ćwierćfinału