Jagiellonia Białystok wygrała z Wisłą Kraków 1:0 w środowym meczu o Superpuchar Polski. Jedynego gola w Warszawie zdobył w 14. minucie Miki Villar. Temperatura spotkania nie była - delikatnie mówiąc - najwyższa, na trybunach zjawiło się zaledwie 10 935 osób, to najgorsza frekwencja w historii meczów na PGE Narodowym (do tej pory było to 16 tys. w sparingu Legii z Sevillą w 2012 r.) W niczym nie przypominało to futbolowego święta, jakie znamy z majówki z finałów Pucharu Polski. Przed meczem były chwilowe problemy z czytaniem kodów kreskowych z biletów. Media społecznościowe obiegło zdjęcie dość długiej kolejki osób stojących, by wydrukować wejściówkę w formie papierowej. Jak się okazuje, to nie był koniec dziwnych zdarzeń tamtego wieczoru. O kolejnej mówi Paweł Gołaszewski, dziennikarz "Piłki Nożnej" i Prawdy Futbolu. Wydarzyła się już po ostatnim gwizdku arbitra. Trener Jagiellonii odniósł się do zamieszania z kibicami. Krótko i konkretnie Superpuchar Polski: Jagiellonia Białystok dostała 45 medali, chciała nagrodzić 46 osób Jak się okazuje, zabrakło złotego krążka dla jednego z członków sztabu szkoleniowego Adriana Siemieńca. Do akcji wkroczył dyrektor sportowy Radosław Masłowski i uratował sytuację. Przypomnijmy, że Polski Związek Piłki Nożnej w organizowanych przez siebie rozgrywkach zapewnia medaliście 45 sztuk (mówi o tym Art. 6 Regulaminu Ekstraklasy), kolejne można zamówić osobno. W tym przypadku musiało dojść do złego przeliczenia medali ze strony Jagiellonii. Rzecz jasna członkowie sztabu trenerskiego mają pierwszeństwo przed działaczami. Zachowanie Masłowskiego można jednak uznać za dżentelmeńskie, docenili to też kibice na platformie X. "Szacun dla dyrektora Łukasza", "Masłowski oprócz tego, że jest wybitnym fachowcem, co już udowodnił, to po prostu po prostu jest również bardzo porządnym 'gościem'!" - to niektóre z komentarzy. Zalewski "wprowadził zamieszanie". Gorąco w Mediolanie, Włosi wprost o Polaku