Jako główną przyczynę porażki turyńczyków i ich odpadnięcia z rozgrywek LM wskazuje się znaczne osłabienie drużyny z powodu kontuzji Claudia Marchisio i przede wszystkim Paula Dybali, w którym pokładano największe nadzieje. Nie zagrał też inny filar klubu Giorgio Chiellini. Lecz mimo to - zauważa "La Stampa" - w pierwszej połowie "Juve" prowadząc 2-0 grało wręcz rewelacyjnie. "Ale to nie wystarczyło" - dodaje dziennik. Nowy rozdział otworzył zaś, dodaje się, Robert Lewandowski, który strzelił bramkę w 73. minucie spotkania; wtedy też zaczęła się sypać obrona włoskiego klubu. Sprawozdawcy w radiu RAI podkreślali, że w dogrywce stojący w bramce Gianluigi Buffon był bezradny wobec ataku piłkarzy Bayernu. Marzenie turyńskiego klubu i przekonanie, że mecz jest do wygrania rozmyło się jednak po pierwszej połowie, która była "arcydziełem" - podkreśla Ansa w relacji z Monachium. Wskazuje, że na początku spotkania drużyna Pepa Guardioli grała źle, powoli i bez wigoru, a do tego popełniała błąd za błędem. W drugiej połowie, a zwłaszcza w dogrywce w oczy rzucało się przede wszystkim zmęczenie Juventusu. Po meczu jest mnóstwo żalu i trochę wściekłości, że wieczór zaczął się tak pięknie i tak fatalnie się skończył - konstatuje włoska agencja. Relację kończy zaś: "Juventus żegna Ligę Mistrzów, ale z podniesioną głową". O podniesionej głowie pisze też "La Gazzetta dello Sport". Przyznaje, że porażka bardzo boli, bo przez dłuższy czas goście trzymali gospodarzy "w szachu" i mimo, że byli w osłabionym składzie, "walczyli jak opętani". "Guardiola wygrywa, Allegri nie przegrywa" - tak największy sportowy dziennik pisze o trenerach obu drużyn. Wcześniej włoskie media wyrażały oburzenie i konsternację z powodu przesłania zamieszczonego na profilu Bayernu na Twitterze, gdzie przekreślono hasło Juventusu "Aż do samego końca", a na tle ślepego toru zamieszczony został napis: "Tu jest koniec". Makabra - podkreślali Włosi zauważając, że wizerunek ten jest nie tylko wyrazem bezguścia, ale przede wszystkim przywołuje o wiele tragiczniejsze wydarzenia z czasów wojny. Za zupełnie niewystarczające uznano przeprosiny i wyjaśnienia monachijskiego klubu, że nie chciał nikomu okazywać braku szacunku ani w żadnym razie nawiązywać do wydarzeń z historii. Z Rzymu Sylwia Wysocka