Przypomnijmy, że przed trzema tygodniami w Mediolanie Inter wygrał 1:0 po golu Marko Arnautovicia. Choć przewaga przed rewanżem była mała, to z pewnością cenna, bo gra na Estadio Metropolitano w Madrycie nie należy do łatwych. Atletico zawsze jest bardzo silne na swoim stadionie, a w tym sezonie LaLiga należy do "drużyn własnego obiektu", zdobywając u siebie 40 na 42 możliwe punkty, a na wyjazdach tylko 15/42. Kibice "Los Colchoneros" jak zwykle dopisali. Przed meczem zgotowali wspaniałe przyjęcie swoim zawodnikom, którzy przyjechali autokarem pod stadion. Paliły się race, wszystkiego pilnowali policjanci na koniach, ale nie było mowy o jakimkolwiek zamieszaniu. Gorąca atmosfera oczywiście przeniosła się na trybuny, gdzie fani dziesięć minut przed pierwszym gwizdkiem odśpiewali klubowy hymn. Ich starania poczuli zawodnicy, którzy w kilku momentach meczu dodatkowo "podkręcali" publiczność. Gospodarze już w 5. minucie chcieli zaskoczyć defensywę rywali, ale strzał Samuela Lino obronił Yann Sommer. Niedługo później mediolańczycy odpowiedzieli obiecującymi dwoma uderzeniami Denzela Dumfriesa - drugie z nich na słupek zbił Jan Oblak. Tuż przed upływem pół godziny gry świetnie w polu karnym znalazł się Alvaro Morata. Hiszpan odebrał dobre dośrodkowanie, ale jego próba głową również została zatrzymana przez szwajcarskiego bramkarza. Atletico Madryt - Inter: dwa gole na Metropolitano Na tym skończyły się ostrzeżenia - kolejne dwie akcje (odpowiednio w 33. i 35. minucie) skończyły się trafieniami. Najpierw goście wypracowali sobie atak 3vs3, Nicolo Barella wspaniale wycofał piłkę do Federico Dimarco, który z kilku metrów pokonał Oblaka. Madrytczycy przegrywali wtedy 0:2 w dwumeczu, ale zastosowali się do klubowego hasła "nunca dejes de creer" ("nigdy nie przestawaj wierzyć") i szybko sami zdobyli gola. Barella tym razem się nie popisał. Próbując wybić prostopadle posłaną futbolówkę w ogóle jej nie trafił. Wpadła ona pod nogi Antoine Griezmanna i zrobiło się 1:1. Francuz tuż przed przerwą miał piłkę na 2:1, ale został w ostatniej chwili zablokowany. Pierwszą poważną szansę w drugiej połowie również miał właśnie Griezmann. W 52. minucie dostał zagranie od Marcosa Llorente na około 13. metr, ale piłka leciała w sposób idealny dla piłkarza prawonożnego. Wiodącą nogą gwiazdy "Atleti" jest lewa, co było widać w strzale, który wyłapał Sommer. W kolejnych fragmentach spotkania nie działo się wiele. Podopieczni Simone Inzaghiego dobrze radzili sobie z grą bez piłki, "zabijając" tym samym mecz. Byli jednak w stanie przeprowadzić dwójkową kontrę, która skończyła się pudłem Marcusa Thurama. Diego Simeone szukał ożywienia gry i oczywiście gola na 2:1, który doprowadziłby do wyrównania w dwumeczu. W przeciągu ośmiu minut posłał na murawę Angela Correę, Rodrigo Riquelme, Pablo Barriosa i Memphisa Depaya. Pierwszy i ostatni z nich mogli być bohaterami w 81. minucie. Argentyńczyk podał w pole karne, a Holender świetnie obrócił się z piłką, ale zabrakło mu nieco miejsca na komfortowe oddanie strzału. Sześć minut później dopiął jednak swego. Dostał kolejne zagranie w polu karnym, zrobił półobrót i pokonał Sommera. Stadion oszalał, czekając już co najmniej na dogrywkę, jeśli nie na bramkę dającą awans "Los Colchoneros" jeszcze w podstawowym czasie gry. Ten mógł nadejść 25 sekund przed końcem, ale Riquelme fatalnie spudłował po podaniu od Griezmanna. Simeone położył się po tym na murawie. Niedługo później Szymon Marciniak zarządził dogrywkę. Było w niej jednak więcej fauli i szarpanej gry niż wirtuozerii futbolu. Powtórzyła się w pewnym stopniu historia z wtorkowej konfrontacji Arsenalu z FC Porto, w którym obie drużyny grając dogrywkę bardziej czekały na konkurs rzutów karnych niż starały się przechylić szalę na swoją korzyść. W pierwszej połowie "extra time'u" najlepsze okazje mieli Depay, Correa i Lautaro Martinez. Lepsze wrażenie sprawiało Atletico, ale w drugiej części wyraźnie opadło z sił i kontrolę nad wydarzeniami boiskowymi przejął Inter. Nie przekuło się to jednak na wielkie sytuacje strzeleckie. Rzut wolny z około 27 metrów zmarnował w 112. minucie Hakan Calhanoglu. Nic więcej się nie wydarzyło, doszło więc do konkursu rzutów karnych. Zaczęli go niezwykle silnymi strzałami Calhanoglu i Depay. W drugiej kolejce swój moment mieli bramkarze - najpierw Oblak zatrzymał Alexisa Sancheza, a po chwili Sommer obronił uderzenie Saula. W trzeciej do piłki ze strony Interu podszedł Davy Klaassen, ale również nie pokonał Oblaka. Kilkadziesiąt sekund później Riquelme przełamał niemoc strzelających, wyprowadzając Atletico na prowadzenie 2-1. Czwartą kolejkę otworzył swoim trafieniem Acerbi. Następnie Correa nie pomylił się, co oznaczało, że zaczynający piątą Lautaro Martinez nie może spudłować, jeśli mediolańczycy chcą grać dalej. Nie dał jednak rady i kopnął piłkę nad bramką. "Atleti" wygrało w tamtym momencie serię "jedenastek" 3-2 i zagra w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.