Do tego roku Anna Matuszewicz nie miała w swojej karierze skoków pod dachem na ponad 6,5 metra, bo na stadionie raz tę granicę udało się minimalnie przekroczyć. Choćby to pokazuje, jak wielki progres zrobiła w tym sezonie, gdy tę granicę przekroczyła już trzy razy, a niemal zawsze się do niej zbliżała. W Nankinie stało się to po raz czwarty - i w to w chwili, gdy losy 21-letniej lekkoatletki w konkursie chwilę wcześniej wisiały już na włosku. I jak sama powiedziała później, ten sezon jest dla niej przełomowy. A aby mieć miejsce w finałach największych imprez, to 6.50 m trzeba zaliczać regularnie. A aby walczyć o medale, skakać jeszcze 30-40 cm dalej. I zawodniczkę z Torunia stać na takie wyniki, bo jest i szybka na rozbiegu, i dysponuje świetnym odbiciem. Halowe mistrzostwa świata. Wielkie emocje w rywalizacji Anny Matuszewicz. Polka była już w podbramkowej sytuacji Zawody w Chinach odbywały się według nowego schematu, bez eliminacji, za to 13 zawodniczek rozpoczęło rywalizację razem. Po trzech kolejkach w grze zostawało 10 najlepszych, później po czwartej osiem, a po piątej - tylko sześć. I te emocje widać było doskonale właśnie na przykładzie Polki, której pozycja wciąż była zagrożona. Matuszewicz zaczęła bowiem konkurs od rezultatu 6.10 m, ale odbiła się ponad 28 cm przed plasteliną. Pełniący w Chinach rolę trenera Pauliny Ligarskiej Michał Lewandowski doradzał jej z trybun, mówił o korekcie rozbiegu. A rywalki już miały świetne wyniki: Amerykanka Claire Bryant 6.76 m, zaś Hiszpanka Fatima Diame - 6.72 m. Takie na pozycje medalowe, choć przecież Matuszewicz w mistrzostwach Polski uzyskała 6.71 m. W drugiej serii Polka wylądowała gdzieś w okolicy 6.50 m, ale spaliła ten skok o 1,9 cm. Była dwunasta, jedynie za Bułgarską Płameną Mitkową, która miała dwie niemierzone próby. Mitkowa poprawiła się jednak na 6.63 m, a Polce został skok ostatniej szansy: albo będzie w dziesiątce, albo nie. Musiała uzyskać ok. 6.40 m. Skoczyła 6.47 m, awansowała na ósme miejsce, ale zostały jeszcze trzy rywalki, które mogły ją wypchnąć z tej dziesiątki. Nie dały rady tego zrobić, Polka pierwszy cel zrealizowała. Znakomity skok Anny Matuszewicz, szósta pozycja. A później Bahamka ją przeskoczyła o centymetr A później przystąpiła do drugiego - utrzymać to ósme miejsce, by mieć prawo piątego skoku. A jak to zrobić najlepiej? Skacząc dalej niż dotychczas. Niemal idealnie trafiła na sece, równy centymetr przed plasteliną. I to 6.56 m sprawiło Annie ogromną radość, dało jej awans na szóste miejsce. Przedłużyło nadzieje, może nawet na medal. Tyle że w czwartej serii o centymetr dalej skoczyła Anthaya Charlton, młodsza siostra Devynne, rekordzistki świata na 60 m przez płotki. To nie było jeszcze żadną tragedią, ale w piątej kolejce Polka musiała jednak przesunąć się o jedną pozycję, by zostać w rywalizacji. Nie udało się, popsuła wszystko już na rozbiegu. Siódme miejsce na świecie to i tak duże wyróżnienie dla niespełna 22-letniej zawodniczki. - Gdy emocje opadną, będę się cieszyła, ale ambicje sportowe są takie, że chcemy jak najwięcej. A ja chciałam dalej, choć to mój trzeci wynik w sezonie. I bardzo dobrze. O takiej porze jeszcze nie skakałam, dałam z siebie wszystko. Aż poduszka w kolcach pękła - mówiła po zawodach w TVP Sport. - I mam nadzieję, że dalej będzie się tak układało, bo ten sezon jest przełomowy - dodała. Złoto zaś wywalczyła Amerykanka Claire Bryant, która w piątej kolejce skoczyła 6.96 m. Po srebro zaś sięgnęła specjalizująca się w wieloboju Szwajcarka Annik Kälin, rywalka Adrianny Sułek-Szubert. Do szóstej serii była trzecia, aż nagle skoczyła 6.83 m. I przeskoczyła Hiszpankę Diame. Wyniki finalu HMŚ w skoku w dal: 1. Claire Bryant (USA) - 6.96 m2. Annik Kälin (Szwajcaria) - 6.83 m3. Fatima Diame (Hiszpania) - 6.72 m4. Płamena Mitkowa (Bułgaria) - 6.63 m5. Alina Rotariu-Kottmann (Rumunia) - 6.59 m6. Anthaya Charlton (Bahamy) - 6.57 m7. Anna Matuszewicz (Polska) - 6.56 m8. Monae' Nichols (USA) - 6.49 m9. Jessica Kähärä (Finlandia) - 6.44 m10. Funminiyi OLajdie (Wielka Brytania) - 6.41 m