126 km trasy Rund um Koeln okazał się ostatnim kolarskim wyścigiem Ryszarda Szurkowskiego. Miał wtedy 72 lata, ale miłość do sportu nigdy w nim nie wygasła. To był pechowy i tragiczny w skutkach upadek, po którym przeszedł w Niemczech dwie operacje kręgosłupa i siedmiogodzinny zabieg rekonstrukcji twarzy. Nigdy się nie poddawał i tym razem też się nie poddał. Wielomiesięczna rehabilitacja miała służyć temu, by jeszcze raz wsiąść na rower. Urodzony we wsi Świebodów pół roku po wojnie, na rowerze przejechał całe życie. Kiedy ktoś pierwszy raz zakręci pedałami, nie śnią mu się wielkie zwycięstwa. Może jednak poczuć namiastkę smaku i magii kolarstwa. Szurkowski był samoukiem, pokochał kolarstwo jak drogowskaz pokazujący kierunek ku lepszej przyszłości. Uwielbiały Szurkowskiego miliony Polaków. Za to z jaką klasą obalał mit niezwyciężonych kolarzy ZSRR i NRD. Wyścig Pokoju był propagandowym wydarzeniem PRL, ale Szurkowski ze Stanisławem Szozdą i innymi wielkimi kolegami uczyli nas oddzielać sport od polityki. W tym całym "braterskim" wyścigu krajów bloku wschodniego imponujące było ich sportowe męstwo. Kochaliśmy ich, jak się kocha najlepszych z nas. Jak się kocha tych, którymi sami chcielibyśmy zostać. Kolarstwo to sport ekstremalnie wymagający. Pamiętam, jak podczas mistrzostw Polski Szurkowski oddał rower Zygmuntowi Hanusikowi, by mógł zwyciężyć. Już dokładnie nie wiem, ile było w tym prawdy, ale dorośli opowiadali mi, że Szurkowski jako kapitan prowadził drużynę tak, by nawet ci odrobinę słabsi mieli swoje chwile chwały. Zespół pracował, by wygrali etap w pobliżu miejscowości, z których pochodzili. Dla mnie fascynacja kolarstwem była fascynacją Szurkowskim. Kiedy przestał się ścigać, zacząłem uprawiać inne sporty. Dopóki jeździł, nie rozstawałem się z rowerem i całą torbą kapsli, która była moim własnym peletonem. Na najwspanialszym kapslu było napisane "Szurkowski". Rysowaliśmy kredą trasy na asfalcie i pstrykaliśmy godzinami. Ponieważ każdy miał swojego Szurkowskiego, to Szurkowski wygrywał u nas zawsze. To zdumiewające jak dalece ludzie, których nie znamy osobiście, mogą wpływać na nasze losy. Możemy wyobrażać sobie na ich temat wszystko, co nam fantazja podpowie. Ja wyobrażałem sobie Szurkowskiego jako kolarza wszech czasów - większego od "Kanibala" Eddy Merckxa. Nikt mi tego poczucia nie odebrał i już nie odbierze. Dariusz Wołowski Czytaj więcej na ten temat: Zmarł Ryszard Szurkowski, najbardziej utytułowany polski kolarz"Nie brałem pod uwagę, żeby się poddać"Polski kolarz wszech czasówDzięki niemu rysowaliśmy trasy na wszystkich osiedlachRyszard Szurkowski miał niezwykłą, rzadko spotykaną cechęRyszard Szurkowski w ostatnim wywiadzie: Życzę sobie pierwszego samodzielnego krokuZmarł Ryszard Szurkowski. GaleriaSportowy świat żegna wielkiego mistrzaAdam Probosz: To był człowiek - symbol