Emirates Stadium zamienił się w wielki kocioł. Miesiącami wrzał, kipiał emocjami, które jakby nie do końca mogły znaleźć swoje ujście. W końcu nagle wszystko "odparowało" - 13 maja 2018 roku "Kanonierzy" rozegrali swój ostatni mecz z Arsenem Wengerem na ławce. Transparenty z napisem "#WengerOut" przestały pojawiać się na trybunach, pełne niezadowolenia okrzyki fanów ucichły. Francuz odnotował triumf tamtego dnia - jego podopieczni ograli skromnie, bo 1:0, Huddersfield, a on sam opuszczał stanowisko jako człowiek, który zupełnie odmienił historię Arsenalu i nowoczesnej piłki nożnej, ale jednocześnie stał się postacią, która nie umiała zejść ze sceny, kiedy wszelkie okoliczności na to wskazywały. 10 dni po tym, jak skończyła się "era Wengera" oficjalnie ogłoszono, że ster z jego rąk przejmuje Unai Emery - doświadczony szkoleniowiec, który miał już w swoim CV Sevillę czy Paris Saint-Germain. Jego przygoda w stolicy Zjednoczonego Królestwa zakończyła się jednak w gorzki sposób już po mniej więcej 1,5 sezonu - zwolniono go w listopadzie 2019 roku, po serii siedmiu meczów bez zwycięstwa i przy poczuciu, że drużyna nie robi żadnego progresu. Po krótkich rządach Freddiego Ljungberga ad interim ostatecznie niełatwe zadanie gaszenia pożaru wśród "Kanonierów" podjął się Mikel Arteta - persona doskonale znana na Emirates, bowiem Bask występował tam przez pięć lat i dorobił się nawet opaski kapitańskiej. Po zakończeniu kariery zawodniczej szybko zajął się trenowaniem i trzeba powiedzieć, że terminował u prawdziwego mistrza, bowiem został asystentem Pepa Guardioli w Manchesterze City. Arsenal miał być dla niego pierwszym samodzielnym projektem. Początki... nie były łatwe. Florentino Perez zdecydował. Znamy przyszłość Ancelottiego w Realu. "Dożywotni kontrakt" Mikel Arteta w końcu na swoim. Jak spadać, to z wysokiego konia Arteta debiutował w nowej roli w Boxing Day, czyli 26 grudnia i wyszedł tu na remis - jego zawodnicy zremisowali 1:1 z Bournemouth. Na pierwsze zwycięstwo czekał do Nowego Roku - 1 stycznie w prestiżowym starciu z Manchesterem United "The Gunners" zatriumfowali 2:0. Po drugiej połowie pamiętnego, covidowego sezonu Arsenal skończył w tabeli Premier League na zaledwie ósmej pozycji, ale swoistą osłodą dla kibiców było sięgnięcie po Puchar Anglii po triumfie nad Chelsea oraz... wcześniejszym wyeliminowaniu "The Citizens" Guardioli. Było jasne, że kolejna, pełna kampania stanie się prawdziwą weryfikacją byłego reprezentanta Hiszpanii i że o taryfę ulgową może być naprawdę ciężko. Wszystko zaczęło się nie najgorzej, bowiem AFC sięgnął po Tarczę Wspólnoty ogrywając Liverpool, natomiast ze wszystkich trofeów w Anglii to było bez dwóch zdań jednym z mniej prestiżowych. Apetyty na sukces były tymczasem niezmiennie wielkie. Ciężary zaczęły się wraz z rozkręceniem się rozgrywek PL, bo do kolejnego Boxing Day "Kanonierzy" uzbierali... ledwie 14 punktów, a po drodze odpadli jeszcze z Pucharu Ligi. Nawet bardzo dobra postawa w Lidze Europy (faza grupowa zakończona z kompletem zwycięstw) nie potrafiła odczarować atmosfery i coraz częściej mówiło się o tym, że Mikel Arteta może podzielić losy Emery'ego. Ostatecznie z dołka udało się nieco podźwignąć - równo rok po swym debiucie w roli głównego menedżera Bask cieszył się z triumfu nad Chelsea, a potem nadeszły trzy kolejne zwycięstwa. Mimo wszystko, summa summarum, trudno było mówić o postępie. Europejska ofensywa w LE zakończyła się w półfinale na przegranej w dwumeczu z Villarrealem, a w angielskiej ekstraklasie "The Gunners" znów byli ósmi. Złośliwi twierdzili wówczas, że prześmiewczy "puchar Wengera" za czwartą lokatę w tabeli został zastąpiony "pucharem Artety". W wielu klubach to już mogło oznaczać czarę goryczy. Zarząd Arsenalu postanowił jednak nie powtarzać manewru z czasów Unaia Emery'ego, a wrócić do anielskiej cierpliwości do szkoleniowca, znaku firmowego klubu z czasów Wengera, kiedy drużyna biła głową w mur w kwestii mistrzostwa i tkwiła w długotrwałym marazmie. Multimiliarder Stan Kroenke, właściciel zespołu, który został notabene zgrupowany w gigantyczny holdingu Kroenke Sports & Entertainment m.in. z Denver Nuggets, miał jednak prawo pluć sobie momentami w brodę. Początek sezonu 2021/2022 znów był fatalny, a "Kanonierzy" przegrali trzy pierwsze spotkania i o ile porażki z Chelsea czy City były jak najbardziej do usprawiedliwienia, to przegrana na inaugurację z Brentford, czyli beniaminkiem, bolała mocno, zwłaszcza że w ramach wcześniejszego letniego sparingu "Pszczoły" udało się ograć aż 4:0. Drugi poważny kryzys nastąpił w styczniu, kiedy to przez pięć meczów z rzędu Arsenal nie był w stanie odnieść zwycięstwa i odpadł z F.A. Cup oraz EFL Cup, a wszystko zwieńczył bezbarwnym remisem z Burnley. W kwietniu doszła kolejna mało przyjemna seria - trzech porażek w PL z Crystal Palace, Brighton i Southampton i było już niemalże po krzyku. Co ciekawe triumf "Świętym" dał wówczas... Jan Bednarek, strzelec jedynego gola w meczu. Kuriozalny gol w starciu outsiderów. Sabotaż. Takie sceny tylko w Ekstraklasie Inwestycja cierpliwości, która się opłaciła. Arteta odmienił Arsenal Mimo kilku dołków formy i faktu, że Liga Mistrzów ostatecznie uciekła ekipie z Emirates, można było powiedzieć, że coś drgnęło - londyński klub zakończył sezon na piątej pozycji w klasyfikacji Premier League i dopiero od tamtej chwili można było zacząć mówić na dobrą sprawę, że Arteta zaczął spłacać zaufanie. Trofea nie przyszły nagle w zatrważającej liczbie - to prawda, natomiast menedżer w końcu zaczął wlewać nadzieję w serca kibiców, że zespół pod jego wodzą ma przyszłość. W sezonach 2022/2023 i 2023/2024 "The Gunners" walczyli do końca jak równy z równym z Manchesterem City o mistrzostwo Anglii, ostatecznie ulegając rywalom dwukrotnie i dwukrotnie zajmując drugie pozycje w zestawieniach PL W kampanii 2024/2025 zaś lepszy od Arsenalu okazał się Liverpool, ale wicemistrzostwo znów stało się praktycznie pewne. Do tego wszystkiego nastąpił potężny przełom jeśli mowa o Lidze Mistrzów - "Kanonierzy" do półfinału tych rozgrywek dotarli pierwszy raz od 16 lat i mogą w nim liczyć na konfrontację z mocnym PSG. Mikela Arteta od lat krąży wokół szczytu i niebawem może zatknąć na nim w końcu flagę. Choć drużyna staczała się w przepaść, to w końcu udało się ją podnieść w górę, a Emirates znów przyciąga marzenia fanów. To jest właśnie magia, której dokonał dawny piłkarz rodem z San Sebastian.