- Mogę potwierdzić informację o śmierci. Wiem o tym od jego kolegów wspinaczy i instruktorów. W środę urwał się z nim kontakt, a w czwartek znaleziono jego ciało w lawinisku na Jungfrau - przekazał nam Jerzy Natkański. Kacper Tekieli pochodził z Gdańska, ale swoje życie związał z górami. Zanim zaczął się wspinać na poważnie, był piłkarzem Gedanii. Był jednym z czołowych wspinaczy w Polsce. Miał za sobą trudną przygodę z Himalajami. Co ciekawe, nigdy nie zdobył żadnego ośmiotysięcznika, choć był na kilku wyprawach. Te jednak najczęściej kończyły się akcjami ratowniczymi. Przepraszali, że dotykali ciała zmarłego. Druzgocąca relacja z poszukiwań Kacper Tekieli i Justyna Kowalczyk - to nie była miłość od pierwszego wejrzenia Góry nie były jego miłością od pierwszego wejrzenia. Ta miłość narastała stopniowo. Tekieli skończył filozofię. Z fascynacji do literatury, jak przyznawał w niedawnym wywiadzie z Interia Sport. Był instruktorem wspinaczki sportowej z tytułem nadanym przez Polski Związek Alpinizmu. To właśnie w czasie szkolenia poznał jedną z najlepszych w historii biegaczek narciarskich - Justynę Kowalczyk, która 24 września 2020 roku została jego żoną. Niespełna rok później urodził się ich syn - Hugo. Nigdy nie interesowało go pójście na łatwiznę. Nawet w tych najwyższych górach. - Nigdy nie miałem marzenia, by wejść na ośmiotysięcznik normalną drogą. Każdy, kto się wspina, szuka swojej drogi. To jest synonim wspinania się, bez względu na poziom sportowy. Chodzenie normalnymi drogami to jest turystyka. Owszem, bardzo ambitna i wymagająca, ale jednak turystyka - mówił w rozmowie z Interia Sport. Jego wyjścia w Himalaje zazwyczaj kończyły się akcjami ratowniczymi. Tak było na Makalu, Broad Peak North, ale też na Shivlingu. To na tej ostatniej górze doszło do wydarzeń, do których długo nie chciał wracać. Kacper Tekieli. Jego "królestwem" były Tatry i Alpy - I nawet w tych górach są ściany, których pewnie nie uda mi się nigdy przejść. Trudność ściany jest zupełnie niezależna od wysokości bezwzględnej - mówił. Ryzyko podejmował świadomie. Podkreślał, że wszędzie tam, gdzie są skała, lód i śnieg, to pojawiają się problemy. Tyle że w takich sytuacjach trzeba mierzyć siły na zamiary. O poruszaniu o polewkach lodowych, w których nie sposób założyć zadowalającą asekurację, mówił, że to jest bilet w jedną stronę. Tekieli pobił wiele rekordów w Tatrach i górach Europy. Marzył o kolejnych. - Teraz jest idealny na czas wyzwania, bo doświadczenie mam już duże, a jednocześnie mam jeszcze siły. To jest magiczny czas czterech-pięciu lat. Później te proporcje się zmieniają. Dlatego mam chęci, by wykorzystać jeszcze to, że mam wiele sił i mój organizm dobrze się regeneruje. Mam cele głównie alpejskie, ale nie zamykam się na inne inspiracje - powiedział w rozmowie z Interia Sport. Marzył też o powrocie w Himalaje. Chciał tam się wybrać w perspektywie dwóch lat. Chciał tam nawet zabrać syna... Tekieli zginął na Jungfrau. Spadł podczas zejścia wraz z lawiną.