Przypomnijmy, że w sierpniu Miedziński uległ strasznemu wypadkowi i przez jakiś czas trwała walka o jego życie. Był w śpiączce farmakologicznej, miał bardzo poważny uraz mózgu. Wielu ekspertom wydawało się, że nawet jeśli z tego wyjdzie, nie wróci już do czynnego uprawiania żużla. I mieli rację. Wydawało im się. Mamy luty, a Miedziński szykuje się do sezonu jakby nigdy nic. Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjął, ale zapewne podejmie próbę powrotu. Kluby jednak na razie nie za bardzo się nim interesują. Na rynku jest jeszcze kilku innych dobrych zawodników do wzięcia: Matej Zagar, Rune Holta, Norbert Kościuch czy Paweł Miesiąc. Choć w zasadzie Miedziński w formie jest co najmniej drugi w klasyfikacji tych, którzy z tej piątki mogą najwięcej dać nowemu klubowi. Kto wie, czy nie jest na tym etapie kariery lepszy jest też od Zagara. Fakty są jednak takie, że zainteresowanie wychowankiem Apatora póki co nie jest duże. Wybrzeże się boi. Co z innymi? Eryk Jóźwiak, menedżer Wybrzeża Gdańsk powiedział ostatnio, że Miedzińskiego pod uwagę nie biorą, choć wzmocnienie by im się przydało. Podobnie do sprawy podchodzą inni. Wiele drużyn ma jednak podejście na zasadzie: zobaczymy, co będzie wiosną. Czy wróci i jeśli tak, to w jakim stylu. Wiadomo przecież, że od słów do czynów droga daleka, a z urazami głowy nie ma żartów. Miedziński musi swój powrót naprawdę porządnie przemyśleć. Zapewne jednak niepewność dotycząca byłego drużynowego mistrza świata minie, gdy okaże się że jest w dobrej formie, a pozostali wolni zawodnicy będą już dogadani w innych klubach. Dobrze wiemy, ile jest warte słowo w tym środowisku. Wszystko pójdzie w niepamięć, gdy pojawi się pilna potrzeba wzmocnienia ekipy, a jedynym sensownym rozwiązaniem będzie Miedziński właśnie. Najpewniej jednak trzeba będzie na to poczekać minimum kilka kolejek. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo