Dla piłkarzy Legii Warszawa oraz Pogoni Szczecin liczy się w tym momencie tylko jeden mecz - finał Pucharu Polski. Zanim dojdzie do starcia na PGE Narodowym, oba zespoły miały do rozegrania po jeszcze jednym spotkaniu w ramach PKO BP Ekstraklasy. W Niepołomicach 5:4 triumfowali już gracze z północy. Ich śladami w sobotę chcieli iść podopieczni Goncalo Feio. Chcieli oni zrobić to jednak w znacznie bardziej spokojnym stylu, by zaoszczędzić jak najwięcej sił na majowy bój. Zadanie, przynajmniej na papierze, było dużo trudniejsze. Po drugiej stronie barykady znalazł się niepokonany w 2025 roku w Katowicach GKS. Gospodarze także i 26 kwietnia chcieli podtrzymać dobrą serię. "Jesteśmy gotowi i skupieni. Jeśli zrealizujemy nasze zadania i zneutralizujemy najmocniejsze strony rywali, to droga do zwycięstwa będzie otwarta. Motywacji po zapewnieniu sobie utrzymania nie zabraknie" - przekazał trener Rafał Górak, cytowany przez Polską Agencję Prasową. "Wojskowi" pojedynek rozpoczęli od mocnego uderzenia. Po kilkunastominutowym rozkręcaniu się wymierzyli oni miejscowym dwa potężne ciosy w odstępie zaledwie trzech minut. Pierwszy na listę strzelców wpisał się Claude Goncalves. Francuz sporo zawdzięczał jednak Ryoyu Morishicie. Początkowo golkiper GKS-u obronił strzał Japończyka, lecz wobec dobitki zawodnika znad Sekwany okazał się już bezradny. Szalony plan Wieczystej. Telefon odebrał Adam Nawałka. Natychmiastowa odpowiedź GKS wrócił do żywych w drugiej połowie. Poprzeczka uratowała Legię przed stratą punktów Kilkaset sekund później ogromny kamień z serca spadł w końcu Ilii Szkurinowi. Białorusin długo czekał na pierwsze trafienie w PKO BP Ekstraklasie w barwach Legii i wreszcie wyjątkowy moment wydarzył się w sobotni wieczór. Buzowały w nim tak wielkie emocje, że zamiast szalonej celebracji z kolegami, upadł on na kolana. Nawet prowadzenie 2:0 nie sprawiło, iż "Wojskowym" przestało zależeć na dążeniu do zdobywania kolejnych goli. Spore okazje mieli Maxi Oyedele oraz Ryoyu Morishita. Nerwy pojawiły się także w okolicach ławki rezerwowych. Żółtą kartkę otrzymał Goncalo Feio. Chwilę później ponownie zaczęło robić się ciekawie, bo kontaktową bramkę zdobył Filip Szymczak. 22-latek wykorzystał dobrą centrę Borja Galana i strzałem po ziemi pokonał Kacpra Tobiasza. Kluczowa decyzja w sprawie Kamila Glika podjęta. Są dwa warunki W 80. minucie bramkarza Legii uratowała z kolei poprzeczka, po tym gdy instynktownie uderzał Oskar Repka. GKS nie zamierzał odpuszczać do samego końca, lecz nie znalazł już drogi do bramki i pierwsza domowa porażka w obecnie trwającym roku stała się faktem. Legia jeszcze zanotowała trzecie trafienie. Do listy strzelców rzutem na taśmę dopisał się Marc Gual.