Artur Szpilka wrócił do klatki KSW po niemalże rocznej przerwie. Były bokser ostatnio przegrał w dość spektakularny sposób. Na gali XTB KSW 94 w Gdańsku został znokautowany z rąk Arkadiusza Wrzoska w zaledwie 14 sekund. Obecne zestawienie z Errolem Zimmermanem nie było przypadkowe. Holender to długoletni kolega i sparingpartner warszawiaka. Przed walką twierdził, że ma swoje sposoby na "Szpilę" i będzie chciał znokautować zawodnika z Wieliczki jeszcze szybciej niż poprzednik. Oprócz tego warto wspomnieć, że były pretendent do pasa mistrza świata w wadze ciężkiej wcześniej zaliczył trzy efektowne wygrane w MMA. Najpierw rozprawił się z Siergiejem Radczenko, później wygrał na gali High League z Denisem Załęckim, a na PGE Narodowym znokautował Mariusza Pudzianowskiego. Dla Zimmermana z kolei to była trzecia walka w KSW. Pierwszą wygrał na zasadach K-1 z Marcinem Różalskim, a następnie zwyciężył nad Tomaszem Sararą. Pierwszy "nokaut" dzień przed KSW. Kolosalna różnica, tyle waży rywal "Pudziana" Dzień przed walką delikatnie zawrzało pomiędzy panami, na ważeniu padło kilka gorzkich słów, a w oczu obu można było zauważyć gniew i gotowość do walki. - Troszkę się podgrzało. Było czuć w powietrzu, że jeden i drugi ma swoje atuty - zaznaczył "Szpila" w ostatnim wywiadzie przed walką. W końcu panowie weszli do klatki przy kilkunastotysięcznej publiczności zgromadzonej w PreZero Arena Gliwice i zaczęło się show. Pierwsze sekundy było bardzo spokojnie, Zimmerman od razu rzucił to, co potrafi najbardziej, czyli kopnięcia. Pierwsze "Szpila" przyjął na gardę, ale kolejne nim wstrząsnęło. Padł na matę, ale kiedy rywal ruszył go dobić, ten dość zaskakująco przejął inicjatywę i pokazał świetny progres zapaśniczy. Wstał i obalił Holendra. Później zaskoczył całą publikę, gdyż przeszedł do duszenia i ostatecznie poddał rywala.