Djoković bardzo lubi Huberta Hurkacza, wiele razy podkreślał, że to jeden z najbardziej sympatycznych zawodników w całym tourze. Jednak po tym, co stało się w niedzielno-poniedziałkowej batalii obu tenisistów o awans do ćwierćfinału Wimbledonu, każdy wie, że w słowach legendarnego tenisisty nie było krzty kurtuazji. Djoković komplementuje Hurkacza. Mnóstwo niezwykłych słów Komplementować Polaka zaczął od pierwszych chwil, pierwsze zdania podczas spotkania z dziennikarzami wyrażały uznanie dla 26-letniego wrocławianina. - To był bardzo, bardzo wyrównany mecz. Wszystko mogło potoczyć się inaczej. Hubert miał swoje szanse, zwłaszcza w tie-breaku pierwszego seta. Owszem, w ważnych momentach, szczególnie w czwartym secie, udawało mi się czytać jego serwis. I dokonałem tego jednego przełamania, które było kluczem do sukcesu - podkreślił "Djoko". - Nie chcesz wiedzieć - uśmiechnął się Serb. Padło wówczas pytanie o dialog z samym sobą, gdy ogarnęła go frustracja. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, w czwartym secie złość całkowicie zniknęła. - Myślę, że w takich meczach, jak ten, w których nie masz zbyt wielu szans przy serwisie przeciwnika, ciśnienie oczywiście rośnie. Nie mam tak mocnego serwisu jak Hurkacz. Musiałem trochę więcej popracować przy moich podaniach i zdawałem sobie z tego sprawę - mówił Djoković. Ten aspekt znacznie obszerniej wyjaśnił. Djoković: Odbieranie serwisów Hurkacza to rodzaj hazardu - Byłem sfrustrowany tym, jak rozegrałem ostatnią partię trzeciego seta. Chwała również jemu za to, że zagrał naprawdę dobry mecz. Byłem trochę pasywny i set mi uciekł. Podobały mi się moje szanse na tie-break w trzecim secie, dlatego też dodatkowo narosła frustracja. Potem po prostu się "przegrupowałem". Powiedziałem sobie: "okay, zaczniemy od zera". I czułem się trochę bardziej energiczny, powiedziałbym, że bardziej zrównoważony, zwłaszcza w returnie, w czwartym secie - wytłumaczył wielki mistrz. Jednocześnie Serb przyznał, że cały czas musiał się mieć na baczności, bo przeciwnik nieustannie był piekielnie niebezpieczny. Artur Gac, Wimbledon