Nokaut w meczu Polska - Brazylia. Co za mecz Orłów Grbicia, hala "odleciała"
Polscy siatkarze w próbie generalnej przed mistrzostwami świata zrewanżowali się Brazylijczykom za porażkę sprzed kilku dni. W bardzo dobrym, świetnie rokującym przed mistrzostwami świata stylu wzięli srogi odwet, wygrywając 3:0. A także zgarnęli dodatkowego, czwartego seta. Siatkarski nokaut oglądaliśmy w drugiej partii, w której siatkarze z Kraju Kawy wyglądali jak nowicjusze na tle Orłów. W efekcie zostali rozbici aż 25:14, co na tym poziomie zdarza się niezwykle rzadko. Już w sobotę "biało-czerwoni" wylatują na Filipiny.

Po memoriale Huberta Jerzego Wagnera, który od piątku do niedzieli odbywał się w Krakowie, niektórzy obserwatorzy zaczęli się niepokoić. Zespół Nikoli Grbicia pokonał tylko Serbię, a wyraźnie przegrał z Brazylią i Argentyną, zajmując ostatecznie trzecie miejsce.
Bardziej wprawni fachowcy nie przykładali większej miary do dyspozycji polskich siatkarzy, wszak szczyt formy ma przyjść na rozpoczynających się 12 września mistrzostwach świata. Co więcej, wcale jeszcze nie w fazie grupowej, która ma być "rozbiegówką" dla tego, co będzie się działo w tej właściwiej, pucharowej. Ta nie wybacza już żadnego potknięcia.
Rozgrzewka "biało-czerwonych" w Atlas Arenie
- Mam nadzieję, że z Brazylią będziemy grać lepiej - oznajmił nam wczoraj trener Nikola Grbić, a tego samego dnia szlifował z podopiecznymi te niedociągnięcia, które wyłowił z gruntownej analizy danych, a także materiałów wideo. Niemniej Brazylia, po tym co pokazała pod Wawelem, znów jawiła się jako wielkie wyzwanie. Zanim przyszedł czas na emocje, nagrodzeni zostali byli reprezentanci Polski, którzy zakończyli kariery: Jakub Jarosz (142 mecze w kadrze, złoty medal ME, złoto Ligi Światowej) oraz Andrzej Wrona (38 meczów w kadrze i mistrzostwo świata z 2014 roku, gdy Polska wygrała z... Brazylią).
W pierwszym składzie Polaków w ostatnim meczu testowym przed sobotnim wylotem do Azji, znaleźli się: Marcin Komenda, Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Jakub Kochanowski, Tomasz Fornal, Norbert Huber oraz libero Jakub Popiwczak. Od razu wielu pytało: czy zatem kapitan kadry będzie na Filipinach pierwszym atakującym, a nie faworyzowany, mający za sobą genialny sezon, Kewin Sasak?
Polacy dobrze rozpoczęli spotkanie, radząc sobie w ataku, ustawiając potrójny punktowy blok, a także grając dość uważnie w obronie. To zaowocowało prowadzeniem, które w pewnym momencie urosło do stanu 9:6. Przewaga zaczęła jednak topnieć w mgnieniu oka i stało się to, nad czym w ostatnich dniach skupił się w swoich analizach nasz selekcjoner. Po asie serwisowym Flavio, gdy błędnie trajektorię lotu piłki ocenił Popiwczak, Polacy wszystko roztrwonili i był remis 9:9.
Wyraźnie słabszy moment miał Kurek. Nasz as został najpierw zablokowany na prawym skrzydle, a potem okrutnie pomylił się w ataku, wyrzucając piłkę daleko poza boisko. Grbić przy wyniku 11:13 zdecydował się wziąć czas, a na parkiet powróciła ta sama szóstka. Po dobrym ataku Kochanowskiego ze środka i sprytnym zagraniu Leona znów mieliśmy remis. Mimo wszystko "zagrzał" się serbski szkoleniowiec, żywiołowo reklamując głównemu arbitrowi na wieżyczce, że jeden z Brazylijczyków przy odbiciu popełnił błąd, a on nie zareagował.
Niestety wynik zaczął uciekać Polakom, wciąż jakości brakowało Kurkowi, który nadział się na kolejną "czapę", a następnie nie mógł skończyć ataku. Rękę wyciągnęli do nas Brazylijczycy, myląc się w dogodnej sytuacji, a po chwili asa serwisowego skrótem zdobył Komenda. Przy stanie 18:18 fantastyczną obroną popisał się Fornal, zaś Wilfredo Leon zaatakował w swoim stylu, czyli piekielnie mocno i skutecznie. Odwrócenie wyniku (19:18) sprawiło, że Bernardo Rezende zaprosił na krótką odprawę swoich graczy.
Kolejne dwa punkty, jeden asem na Popiwczaku, na powrót zdobyli Brazylijczycy i nie sposób było przewidzieć, co jeszcze wydarzy się do końca tej partii. W kluczowym momencie nasi siatkarze okropnie psuli zagrywkę, a konkretnie Huber i Kurek, lecz nieszablonowość Leona w ataku dała nam kolejny remis (22:22). Gdy kolejny punkt padł łupem rywali, w miejsce Leona wszedł Kamil Semeniuk. Po ataku Chizoby, który przebił się przez nasz podwójny blok, pierwszą piłkę setową mieli przeciwnicy. Polacy wyszli z zagrożenia, po sprytnym ataku Fornala, a zaraz potem zrewanżowali się 28-letniemu atakującemu. Bohaterem końcówki był polski przyjmujący, który przy piłce setowej dla naszego zespołu bardzo czujnie zachował się na siatce i w fantastyczny sposób skończył sytuacyjną piłkę, "wbijając" ją w parkiet. Czelendż niczego nie zmienił i Polacy wygrali 26:24.
Ciężki nokaut w drugim secie. Polacy zdeklasowali Brazylię
Na drugą partię Polacy wyszli w "garniturowym" zestawieniu, czyli w miejsce Semeniuka powrócił Leon. I zaczęli jeszcze lepiej niż premierową partię. Wciąż świetnie grał Fornal, poziom podniósł Kurek, a także blok stanowił coraz lepszy monolit. Efekt? Prowadzenie 7:3, na które Rezende zareagował czasem.
Serię pięciu punktów dla naszego zespołu zastopował dopiero Flavio, ale "biało-czerwoni" wciąż byli na fali. W szeregi Brazylijczyków wkradła się duża nerwowość, Adriano po nieudanym ataku był niemalże zrezygnowany i przed kolejną akcją został ściągnięty na ławkę. Coraz cieplej można było mówić o kapitanie zespołu, jakby prawdą było wszystko to, że każda kolejna akcja indywidualna będzie przybliżała nasz zespół do docelowej dyspozycji.
To już była deklasacja! "Biało-czerwoni" zbudowali prowadzenie 13:5 i Rezende wykorzystał drugi czas, by pozbierać swoich podopiecznych i pozwolić im uwierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone w tym secie. To był moment, by przetestować wariant z Sasakiem w miejsce Hubera, a na rozegraniu pojawił się Jan Firlej. W międzyczasie miejsce na parkiecie zwolnił Kurek, by złapać oddech. Mimo roszad, wielka przewaga cały czas się utrzymywała, choć już nie wynosiła dziewięć punktów, ale stopniała do sześciu "oczek". Kurek bardzo szybko powrócił, a nasz zespół znów zwiększył dystans nad jednym z najlepszych zespołów świata. To był istny nokaut, Polacy poczuli krew i nie wypuścili okazji, wygrywając tę partię 25:14. Brazylijczycy zmieniając strony wyglądali jak pięściarz, którzy został rzucony na deski i jeszcze nie do końca orientuje się, co się wydarzyło.
Konsekwencja Grbicia. Znamy wyjściowy skład na mistrzostwa świata?
Grbić był konsekwentny i trzeci set znów zaczęliśmy szóstką z początku spotkania. Brazylia pozbierała się, stanęła do walki i od pierwszej piłki było ciekawie. Do stanu 6:6 było wyrównanie, w kolejnych dwóch akcjach zbudowaliśmy dwupunkowe prowadzenie, które na chwilę urosło do trzech (12:9). Wtedy straciliśmy trzy "oczka" z rzędu i między innymi udany czelendż sprawił, że Brazylijczycy doszli Polaków na 13:13.
Nasi siatkarze byli jednak w uderzeniu, Leon szalał w ataku, a Kurek omijał blok rywali. Kapitan wyprowadził nas na prowadzenie 19:16, co sprawiło, że Rezende wezwał rodaków do swojej strefy. Pomysłem było wprowadzenie na zagrywkę Bergmanna. Ten sprawił kłopoty Leonowi, a w toku dalszej akcji siatkarz z Lublina został zablokowany. To skłoniło Grbicia, by poprosić siatkarzy i udzielić im wskazówek. Po przerwie Brazylia powtórzyła manewr, ale Leon rzadko dwa razy z rzędu daje się zatrzymać. Gdy odpowiedzieliśmy blokiem, domknięcie meczu było coraz bliższe (21:18).
Brazylia to ciągle jednak klasowy zespół i była o włos, by doprowadzić do remisu 22:22, ale Lucarelii nadział się na podwójny blok i piłka spadła w boisku. Równowaga szybko się pojawiła (23:23), gdy Flavio w pojedynkę kapitalnie poskromił Hubera. Wicemistrz olimpijski od razu wykorzystał szansę na zrehabilitowanie się i oglądaliśmy bój punkt za punkt na przewagi. Ostatni punkt na wagę zwycięstwa 30:28 zdobył Bartosz Kurek, po ataku z prawego skrzydła, a w ofiarnej interwencji błąd popełnił libero Maique.
Mecz wprawdzie się zakończył, ale to nie było koniec emocji, bo trenerzy obu zespołów umówili się na dodatkową, czwartą partię, by jak najwięcej wynieść z ostatniego sprawdzianu przed mistrzostwami świata.
Bonusowego seta zagraliśmy w składzie: Firlej, Sasak, Szalpuk, Jakubiszak, Semeniuk Huber oraz Granieczny. W szeregach gości minuty również dostali zmiennicy i oglądaliśmy zacięte granie, a po zatrzymaniu Semeniuka na bloku traciliśmy dwa "oczka", które ekspresowo zostały odrobione. Bardzo dobrze w ataku ze środka, z krótkiej piłki, spisywał się Jakubiszak, a Grbić cały czas uważnie przyglądał się swoim podopiecznym, nie spuszczając ich z oka. Każdy z zawodników dawał z siebie wszystko, nie brakowało ofiarnych zagrań, wszak dla każdego było to ostatnie okno wystawowe przed najważniejszą misją w tym roku. Nieprawdopodobnym blokiem popisał się Semeniuk, którego po zatrzymaniu Brazylijczyka aż zapiekły ręce, co wyraził wyraźnym gestem. Wbił takiego "gwoździa" na 16:14, że Rezende aż poprosił o czas. A po przerwie doszedł do statystyk kolejny "monster block", tym razem w wydaniu Sasaka. Trener Brazylii szukał kolejnego ratunku, gdy Polacy powiększyli prowadzenie na 18:14. Rywale próbowali, starali się kąsać, ale kropkę nad "i" postawili "biało-czerwoni", wygrywając bonusowego seta 25:21.
Artur Gac, Atlas Arena













