29 października 2009 roku selekcjonerskie berło praktycznie przez aklamację otrzymał Franciszek Smuda. "Franz" miał dokładnie 953 dni, by przygotować polską drużynę do mistrzostw Europy w 2012 r., które po raz pierwszy miały się odbyć na naszych (i ukraińskich stadionach). Jak ten czas wykorzystał? "Franek Smuda czyni cuda" - kibice w Warszawie miło przywitali nowego selekcjonera, ale cudu nie było. Debiut wypadł blado. Biało-czerwoni przegrali z Rumunią 0-1. Nie zdobyli gola w czwartym spotkaniu z rzędu. Drużyna Smudy wyglądała tego dnia jak stadion Legii, na którym grała − była w fazie przebudowy. Część konstrukcji została już zburzona, inne elementy wciąż czekały na rozbiórkę. Do wykonania zostało mnóstwo pracy.- Ja się nie załamuję. Wynik słaby, ale na tym koniec. Ze swojego debiutu zapamiętam tylko murawę. Tak fatalnej jeszcze nie widziałem - przyznał po meczu debiutujący selekcjoner. Koszulka Sobiecha Selekcjoner miał swoją koncepcję i zarzekał się, że nawet jeśli reprezentacja poniesie wysokie porażki, nie zmieni koncepcji. Niestety wykrakał. Na zakończenie sezonu 2009/10 kadrowicze mieli okazję sprawdzić formę finalistów Mistrzostw Świata. Wyniki: najpierw 0-0 z Serbią, a potem pamiętne 0-6 w Murcii z Hiszpanią. Wydawało się, że w przeddzień odlotu na mundial do RPA mistrzowie Europy (a wkrótce świata) nie będą chcieli się przemęczać, ale u profesjonalistów nie ma przebacz. Sławomira Peszko zapytaliśmy o to, co wspomina najgorzej z tego meczu? Odpowiedział:- Najgorsza była nasza bezradność. Ciężko było nawet ich złapać, żeby sfaulować. Hiszpańskie media zarzucały im, że są nieprzygotowani do mundialu. A oni postanowili udowodnić, że jednak są. Polecieli do RPA i wygrali. A my wyszliśmy na nich za wysoko, z takimi asami trzeba było zagrać głębiej. Po 15 minutach i dwóch golach jak z PlayStation polscy piłkarze mieli wyraźnie dosyć karuzeli, na którą zostali wsadzeni. Jedynie Artur Sobiech nie stracił ducha. Niezrażony wynikiem, po końcowym gwizdku ścigał hiszpańskie gwiazdy, które do tej pory widział jedynie w telewizji, aby się wymienić koszulkami. Widać było jak na dłoni, że dwa lata przed Euro polska drużyna była kompletnie niegotowa do starcie z jakimkolwiek klasowym rywalem. "Gazeta Wyborcza" po meczu pisała: "[Polacy] wrócili do starej metody rozgrywania akcji: bramkarz kopał piłkę do napastnika, ale Lewandowski, choć się starał, nie miał szans wygrać starć z Puyolem. (...)Dramat polega na tym, że piłkarze znad Wisły wciąż są na etapie futbolowego elementarza. Nauczycieli brak, a i głowy do wkuwania nie mają". W nowym sezonie fatalna seria Polaków trwała. W sierpniu 2010 roku biało-czerwoni Smudy w Szczecinie przegrali 0:3 z Kamerunem, mimo że goście potraktowali spotkanie jak przerywnik wypadu na zakupy do Berlina. Nikodem Dyzma W październiku odbyło się bardzo ważne szkoleniowo tournée kadry po Ameryce Północnej. Zanotowaliśmy dwa remisy 2-2 - w Chicago z zespołem Stanów Zjednoczonych i w Montrealu z drużyną Ekwadoru. W Chicago Polacy mogli się poczuć jak u siebie w domu. Na trybunach stadionu Soldier Field zasiadło 30 tysięcy kibiców, żywiołowo dopingujących Polaków, gdyż większość z nich stanowili przedstawiciele amerykańskiej Polonii. Po tym zgrupowaniu Smuda skreślił z kadry Boruca i Żewłakowa za niestosowne zachowanie w samolocie. Bramkarz przezwał Smudę "Dyzmą". Słusznie? Wreszcie w listopadzie, po ośmiu meczach bez zwycięstwa, kadra Smudy wygrała: 3-1 w Poznaniu z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Goście wystąpili bez największych gwiazd, Didiera Drogby i Salomona Kalou, i najwyżej na 40 proc. możliwości (liczba nieprzypadkowa). Farbowane lisy Pisano wtedy, że polska reprezentacja właśnie osiągnęła wizerunkowe dno, że to taka sama żenada, jak reklama Biedronki z "Franzem" Smudą w roli głównej." Wszystkich trzeba wypróbować" - mówił Smuda we wspomnianej reklamie, chyba nie wiedząc, jak bardzo się sam ośmiesza, powołując Sebastiana Małkowskiego, Dariusza Pietrasiaka, Cezarego Wilka i podobnych im piłkarzy, którzy na pewno nie prezentowali formatu drużyny reprezentacyjnej. Selekcjoner często sam sobie przeczył. Po mundialu w RPA określił kadrę Niemiec mianem "farbowanych lisów". Potem próbował wyprzeć się tych słów. Chodziło mu oczywiście o włączenie do niemieckiej kadry piłkarzy o obcych korzeniach. Najpierw Smuda to skrytykował, po czym... sam zaczął powoływać podobnych zawodników, na przykład Francuzów Ludovica Obraniaka i Damiena Perquisa oraz Niemców Eugena Polanskiego i Sebastiana Boenischa.Mimo planów, żebyśmy stali się drugą zieloną wyspą, Polska wciąż nie była drugą Irlandią. Ale gdyby Wayne Rooney, z pochodzenia Irlandczyk, zagrał dla Eire, wielkiego oburzenia by nie było, bo przecież na wyspach brytyjskich wielu piłkarzy ma mieszane korzenie, lecz my ordynarnie podebraliśmy zawodników, których Niemcy czy Francuzi wyszkolili. Oczywiście nie ściągnęła ich miłość do polskich pierogów, ale możliwość występu na Euro, co podbijało ich rynkową wartość. Proste jak drut. Mimo to selekcjoner brnął w zaparte, że co innego miał na myśli (spryt? płowe fryzury?), a rzecznik PZPN-u Agnieszka Olejkowska nieświadomie podgrzewała atmosferę mętnymi wypowiedziami. Skórka od banana Niecały rok przed Euro nadeszła próba generalna - spotkanie z Niemcami, którzy świetnie wypadli na mundialu w RPA. Mecz towarzyski, ale - jak powiedział ktoś mądry - między Polską a Niemcami (oraz Rosją) nie ma meczów towarzyskich. Dlatego każdy chciał wygrać, zwłaszcza w Gdańsku, zwłaszcza we wrześniu i mimo że goście przyjechali nad Motławę osłabieni świętowaniem awansu na Euro, który chwilę wcześniej właśnie sobie zaklepali. Dodatkowo dla Lukasa Podolskiego i Miroslava Klosego był to pierwszy mecz w barwach Niemiec na terenie ojczyzny, a dla drużyny Franciszka Smudy, polskich kibiców i gdańskiego stadionu - największa do tej pory próba przed przyszłorocznymi finałami Euro 2012.Dziewięć minut po przerwie polski kontratak przyniósł powodzenie. Podaniem popisał się Jakub Błaszczykowski, a na bramkę rywala popędził Dariusz Dudka. Pomocnik biało- czerwonych próbował wymusić rzut karny, na szczęście piłka upadła wprost pod nogi Roberta Lewandowskiego, który skierował ją do pustej bramki. Niemcy wyrównali, a w 81. minucie za czerwoną kartkę z boiska zszedł Arkadiusz Głowacki. To nie koniec emocji. W 90. minucie w niemieckie pole karne wbiegł rezerwowy Paweł Brożek, a Wiese sfaulował go. Rzut karny wykorzystał Błaszczykowski i stadion eksplodował radością. Nasz bramkarz, Wojciech Szczęsny, rozgrywał życiowy mecz, łapał każdą piłkę, dosłownie chwilę przed końcem prowadziliśmy 2:1 i po raz pierwszy w historii staliśmy przed szansą pokonania Niemców. Niestety nadeszła ostatnia sekunda. Jakub Wawrzyniak poślizgnął się (na skórce od banana?) i... skończyło się remisem. Na wygraną z zachodnim sąsiadem musieliśmy jeszcze trochę poczekać. Taksówka Peszki 2 grudnia 2011 roku odbyło się losowanie grup finałów Mistrzostw Europy. Polacy trafili na Rosję, Czechy i Grecję. Grupa marzeń? Cóż, czasem najłatwiejsze zadania okazują się najtrudniejsze. W kwietniu 2012 r. wybuchł kolejny skandal. Sławomir Peszko po kłótni z niemieckim taksówkarzem (zażyczył sobie kursu z Köln do Düsseldorfu, oddalonego o ponad 40 km, kto bogatemu zabroni?) spędził noc w izbie wytrzeźwień i został usunięty z kadry.- Sławek miał pecha i został zawieziony nie tam, gdzie prosił. Takie sytuacje się zdarzają i na pewno nie wymagają kary zawieszenia. Mam nadzieję, że to wszystko zostanie wyprostowane. To nie było na zgrupowaniu ani przed meczem, więc tak naprawdę nie rozumiem, dlaczego miałoby dotyczyć reprezentacji. Tylko klub powinien wyciągnąć wnioski− powiedział Lewandowski. Selekcjoner wiedział swoje: - Byłem na komisariacie, na którym zatrzymano Peszkę. Poinformowano mnie, że piłkarz FC Köln nie był pijany, tylko wręcz nawalony! I jeszcze się awanturował − relacjonował Smuda w rozmowie z "Piłką Nożną". Razem z Peszką na komisariacie wylądował Marcin Wasilewski, ale śledczy Franciszek rozgrzeszał go: - Był grzeczny i spokojny, nie stawiał się, w ogóle nie sprawiał kłopotu. Ani wrażenia, że jest pijany. Peszko był w o tyle kiepskiej sytuacji, że już wcześniej wykluczono go z kadry − za złamanie regulaminu dyscyplinarnego po spotkaniu towarzyskim z Australią w Krakowie. Jak widać, wniosków nie wyciągnął i Euro przeszło mu koło nosa. Sam winny nie ma najmniejszych wątpliwości: - Gdyby Lewy był kapitanem, to bym na Euro pojechał. U mnie bez zmian! Wreszcie nadeszły wyczekiwane długo mistrzostwa. W meczu otwarcia Polacy zagrali na Stadionie Narodowym z Grecją i zaczęli w takim stylu, że wydawało się, iż rozniosą nie tylko rywali z Hellady, ale i wszystkich kolejnych przeciwników. Od pierwszego gwizdka sędziego to Polacy prowadzili grę. Nasi zawodnicy atakowali przeważnie prawą stroną boiska, gdzie wszystko dawał z siebie Kuba Błaszczykowski. W 17. minucie po jego dośrodkowaniu Robert Lewandowski głową trafił do siatki, czym doprowadził do euforii 55 tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym i miliony przed telewizorami (mecz oglądało 13,3 mln widzów). Wydawało się, że Stadion Narodowy uniesie się i odleci na orbitę okołoziemską. Rywale od 44. minuty grali w dziesiątkę, po czerwonej kartce dla Sokratisa Papastathopoulosa. W przerwie zamknięto dach stadionu i Polacy jakby się zatrzymali. Na początku drugiej połowy rywale wyrównali, a w 71. minucie sędzia podyktował dla nich rzut karny, przed którym został z boiska usunięty za faul bramkarz Wojciech Szczęsny. Na szczęście jego zmiennik Przemysław Tytoń zdołał obronić strzał greckiego piłkarza. Wymuszona zmiana Macieja Rybusa na Tytonia była jedyną przeprowadzoną przez Franciszka Smudę w tym spotkaniu. Dał o sobie znać trans, w który wpada trener podczas meczu. O to mieli pretensje kibice i ten brak zmian znalazł się w internetowym memie. Zdjęcie szkoleniowca podpisano tekstem: "Panie Smuda, co tam u Pana słychać? U mnie bez zmian". W głośnym wywiadzie udzielonym już po zakończeniu mistrzostw Robertowi Błońskiemu z "Gazety Wyborczej" Lewandowski wspominał mecz otwarcia: "Zaczęło się pięknie. Gola strzelonego Grecji nie zapomnę do końca życia. Pierwszy na Euro, pierwszy na Stadionie Narodowym. Z Grecją do przerwy było 1:0, rywale w osłabieniu. A w szatni cisza. Powiedziałem, że musimy strzelić drugiego gola, by być pewnym wygranej. Trener tonował bojowe nastroje. Mówił, żeby grać spokojnie i czekać. W drugiej połowie nie dokonywał zmian, choć brakowało sił i zmiennicy by się przydali. Trener bał się chyba zaufać rezerwowym. A oni byli później przygaszeni, bali się ryzykować. Dziwię się, że pozwoliliśmy Grekom atakować. Powinniśmy ich dobić zaraz po przerwie". Pytany o tremę Lewy mówił już po Euro: "Po trenerze było widać zdenerwowanie i presję. Na mnie nie miało to wpływu. Myślałem, co zrobić, by zagrać jak najlepiej. Niepewność minęła mi po paru minutach z Grecją". Na Euro 2012 Smuda powołał jedynie dwóch piłkarzy, którzy wcześniej zagrali na imprezie rangi mistrzowskiej: Łukasza Piszczka i Dariusza Dudkę, a ciężko o nich napisać, że byli to liderzy grupy. Selekcjoner świadomie pozbył się z kadry mocnych charakterów, jak Artur Boruc czy Michał Żewłakow. Z drugiej strony, jeśli Boruc nazwał trenera publicznie niekompetentnym głupkiem , to powołując go, selekcjoner straciłby resztki autorytetu. Smuda mógł sobie pozwolić na rezygnację z Boruca, bo miał Szczęsnego i Tytonia. Kapitanem i liderem reprezentacji miał być Kuba Błaszczykowski: wiele razy poświęcający się dla kadry, oddający jej serce, ale przez to również stanowiący jej słabość. Wystarczyło odciąć skrzydłowego, a gra reprezentacji przestała się kleić. Wyglądało to tak, jakby Grecy dali się Błaszczykowskiemu wyszaleć, po czym po dwudziestu kilku minutach zablokowali go skutecznie. Przedwczesna euforia Z Grecją skończyło się szczęśliwym remisem 1:1, choć po przerwie to rywale powinni prosić o najniższy wymiar kary. Drugi mecz Polska rozegrała z Rosją. Przed spotkaniem wyczuwało się w stolicy napięcie, szczególnie niespokojnie było na moście Poniatowskiego, który prowadzi na stadion. Polacy zaczęli spotkanie energiczniej i w 18. minucie Eugen Polanski pokonał rosyjskiego bramkarza, niestety ze spalonego. Gospodarze nie wykorzystali jednak początkowych sytuacji, co zemściło się w 37. minucie. Wtedy to dośrodkował z rzutu wolnego Andriej Arszawin, piłkę sprytnie trącił Ałan Dzagojew i ta wpadła do siatki. W 57. minucie nastąpił moment, na który czekali kibice biało-czerwonych. Z prawej strony popędził Piszczek, odegrał do Błaszczykowskiego, który kapitalnym strzałem z 16 metrów pokonał rosyjskiego golkipera! Polska-Rosja 1-1!W kraju zapanowało szaleństwo, remis potraktowano jak wygraną, bo w pierwszym meczu Rosja rozniosła Czechów i wydawała się murowanym faworytem grupy. W wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" już po Euro Robert Lewandowski podsumował nieudaną selekcjonerską kadencję Smudy. "To prawda, że na jednej z odpraw trener powiedział: »Przez pierwsze dziesięć minut grajcie spokojnie, a potem na nich ruszycie«? A przed wyjściem na boisko ustaliliście, że ruszacie od początku, a po dziesięciu minutach zobaczycie, co zrobi rywal? - Prawda. Nie pamiętam tylko, który to był mecz. Chyba z Rosją. Wydawało nam się, że to, co ustaliliśmy, jest rozsądniejsze od tego, co mówił trener. Trener się bał. My nie chcieliśmy nakręcać się negatywnie, ciągle gadać, że jest źle. Wychodziliśmy grać jak najlepiej. Wiem, że w największym stopniu to my, piłkarze, odpowiadamy za wynik. Ale niektóre sprawy utrudniły nam, by był pozytywny". Blisko 1000 dni przygotowań i koniec końców taktykę ustalali sami piłkarze. Komentarz chyba zbędny... Klęska Przed ostatnim meczem z Czechami we Wrocławiu nastroje były optymistyczne, awans wydawał się w zasięgu ręki. Początek był bardzo obiecujący, z każdą akcją coraz wyraźniejszą przewagę mieli Polacy. Czesi nie potrafili wyjść z własnej połowy boiska. Ale potem południowi sąsiedzi pokazali klasę i spokojnie nas wypunktowali. W 72. minucie po stracie Rafała Murawskiego krótkie podanie Milana Barosa w polu karnym wykorzystał Petr Jiráček, który płaskim strzałem pokonał Tytonia.W końcówce spotkania Lewy strzelił, ale czeski obrońca wybił piłkę z linii. Nawet gdyby Robert trafił do siatki, do ćwierćfinału awansowaliby Rosjanie, nie Polacy, którzy zajęli ostatnie miejsce w najsłabszej grupie w historii finałów Mistrzostw Europy. 1. CZECHY 3 2 0 1 6 2. GRECJA 3 1 1 1 4 3. ROSJA 3 1 1 1 4 4. POLSKA 3 0 2 1 2 Epilog Nic lepiej nie odda prawdy o tamtych dniach niż przytaczany wyżej wywiad Roberta Lewandowskiego dla "Gazety Wyborczej" (Sport.pl). "Kogo przerosło Euro? Piłkarzy? Trenera? - Piłkarzy chyba nie, daliśmy radę, na ile mogliśmy. Jeśli chodzi o podejście do turnieju, psychikę, to nie mieliśmy problemów. Znaczy, że przerosło trenera? (cisza) − Ale wydaje mi się, że na takiej imprezie powinniśmy mieć opracowane warianty na różne okoliczności. Nie mieliśmy. W przerwach nie było merytorycznej rozmowy. Sami ustalaliśmy, jak gramy i jak mamy zachowywać się na boisku. Trener nie milczał, niby coś mówił, ale może nie bardzo wiedział, co powiedzieć? Teraz łatwo zrzucić winę na niego. Nie chcę go obrażać, przecież zbudował zespół na eliminacje. W pewnych momentach brakowało mi jego słów, które coś by dla nas znaczyły i z których dowiedzielibyśmy się czegoś nowego. (...) Zajęcia to była gra w dziadka i mecz 11 na 11 plus stałe fragmenty pod koniec. Mieliście warianty na zmianę wyniku? - Nie. Słyszeliśmy ogólnik: »Jak strzelimy, to gramy, jakby było 0:0. Jak stracimy - też«. Dlaczego nie było z wami trenera? - Nie wiem. Trener mówił po Euro, że gdyby cofnął czas, to i tak niczego by nie zmienił. - Ja bym zmienił. Uważam, że powinny być mniejsze obciążenia fizyczne, a dodałbym zajęcia uczące nas wariantów ofensywnych. Nie wiedzieliśmy, co robić po odbiorze, to był największy problem na Euro. Nie była wina Ludo, że biegał daleko za mną, bo nikt mu nie wytłumaczył, jak ma grać i jak się ustawić. Nie ćwiczyliśmy tego. Piłka na skrzydło i zobaczymy, co wyjdzie. To był nasz pomysł na Euro. Maciej Słomiński, INTERIA Korzystałem z "Robert Lewandowski. Fantastyczna 9" Mariusz Kordek, Maciej Słomiński