Przed pierwszym gwizdkiem o faworyta nikt nie pytał. Real Madryt skazywany był na komplet punktów. Remis oznaczać miał niespodziankę, a porażka gości - zgoła sensację. Piłkarze Lille OSC przystępowali do tej konfrontacji w trudniejszej sytuacji - w pierwszej kolejce ulegli Sportingowi Lizbona 0:2. "Królewscy" uporali się z VfB Stuttgart, wygrywając 3:1. Francuska ekipa miała się okazać nieco łatwiejszą przeprawą. Wielki sabotaż w Lidze Mistrzów. Kibice w szoku. O tym rekordzie mówią wszyscy Real trafiony tuż przed przerwą. VAR w akcji, winowajcą Camavinga Tymczasem w pierwszej odsłonie "Los Blancos" w niczym nie przypominali mistrza Hiszpanii. Jedyną bramkową okazję z gry wypracowali sobie gospodarze. W 25. minucie tuż przed Andrijem Łuninem (zastępował kontuzjowanego Thibauta Courtois) znalazł się Jonathan David. Ukraiński bramkarz obronił jednak niezbyt mocny strzał, a dobitkę sparował na słupek. Kiedy wydawało się, że na przerwę oba zespoły zejdą przy bezbramkowym remisie, piłkę ręką we własnym polu karnym zatrzymał Eduardo Camavinga. Arbiter sprawdził tę sytuację na monitorze VAR, a następnie bez wahania podyktował "jedenastkę". Jej niezawodnym egzekutorem okazał się David. Dwie minuty po zmianie stron do rozgrzewki ruszyli Luka Modrić i Kylian Mbappe, którego obecność w meczowej kadrze była niespodzianką. Francuz doznał urazu w meczu La Liga i zapowiadano, że na drugą kolejkę LM nie będzie gotowy do gry. Publika nie przywitała go przyjaźnie. Efekt wejścia na murawę dwóch wielkoformatowych postaci był jednak żaden. Nie byli w stanie zmienić rytmu boiskowych wydarzeń. Goście bili głową w mur, a im bliżej końcowego gwizdka, tym bardziej jałowe stawały się ich poczynania. W samej końcówce swoje szanse mieli Antonio Rudiger i wprowadzony z ławki Arda Guler, ale skończyło się wyłącznie na podbudowaniu statystyki strzałów celnych. Dla Lille to pierwsze w historii starcie z Realem. I od razu zwycięskie. W dodatku w pełni zasłużone - nikt nie odważy się stwierdzić, że było dziełem przypadku.