Drugi Polak w NBA? Szanse wzrosły, przełomowe wieści ze Stanów
Od trzech lat polscy fani koszykówki mają powód, aby ponownie śledzić poczynania najlepszej koszykarskiej ligi świata. W 2022 roku po niemalże dwóch latach posuchy doczekaliśmy się bowiem kolejnego rodaka w NBA. Wybrany z 9 numerem Jeremy Sochan stał się wówczas czwartym Polakiem, który wystąpił na parkietach tej ligi. Do tego wąskiego grona może w niedalekiej przyszłości dołączyć Igor Milicić Jr., który obecnie toczy udane boje o mistrzostwo ligi NCAA.

Polscy zawodnicy w NBA to stosunkowo nowy trend w długiej historii ligi. Pierwszy z nich pojawił się bowiem dopiero w 2002 roku. Był nim Cezary Trybański, który szczególnie w ostatnim czasie przypomniał o sobie za sprawą programu "Taniec z Gwiazdami". Mierzący 218 cm podkoszowy nie odcisnął jednak tak mocnego piętna, jak oczekiwali tego kibice. Trybański grał między innymi w Memphis Grizzlies, Phoenix Suns i New York Knicks, gdzie zaliczył 22 występy. Przetarł on jednak szlaki następnym, którzy walczyli o angaż w najlepszej koszykarskiej lidze świata.
Na kolejnego Polaka na parkietach NBA nie musieliśmy długo czekać. Niespełna rok po Trybańskim z pierwszym pickiem drugiej rundy draftu, który należał wtedy do New York Knicks, wybrany został Maciej Lampe. Nie był on jedynym "biało-czerwonym", na którego skierowane zostały wówczas oczy klubów NBA. Pięć wyborów później Milwaukee Bucks sięgnęli bowiem po Szymona Szewczyka, który jednak nigdy nie wystąpił na parkietach NBA. Dziś wydaje się to być nietypowe, że tak wysoko wybrany gracz nie był w stanie przebić się do składu, jednak z perspektywy 2003 roku, kiedy w drafcie brali udział między innymi: LeBron James, Carmelo Anthony, Chris Bosh czy Dwyane Wade, trzeba było wykazać się czymś więcej, niż tylko dobrymi umiejętnościami koszykarskimi. Dużo więcej szczęścia miał wówczas Maciej Lampe, który niespełna rok po dołączeniu do ligi wywalczył sobie regularne minuty na parkiecie, jednak nie w barwach klubu z Nowego Yorku, a ze słonecznego Phoenix. Łącznie rozegrał on 64 spotkania, w których notował średnio 3,4 punktu na mecz.
Pierwszy przełom w sprawie Polaków w NBA miał jednak dopiero nastąpić. W 2005 roku z niepozornym 57 wyborem Phoenix Suns wybrali mierzącego 213 cm wzrostu Marcina Gortata. Zawodnicy z końcówki draftu często mają duży kłopot z przebiciem się do rotacji, jednak "The Polish Hammer", jak zwykło się później nazywać łodzianina, udowodnił swoją nieocenioną wartość. Na swój debiut musiał jednak poczekać aż do 1 marca 2008 roku, kiedy to w barwach klubu z Orlando, do których dołączył zaraz po drafcie. Przez następne lata był on regularnym członkiem rotacji takich klubów jak: Orlando Magic, Phoenix Suns (do których powrócił w 2010 roku) oraz Washington Wizards, z którymi to jest najbardziej kojarzony. Jest on również Polakiem, który dotychczas najwięcej, bo aż 765 razy występował w meczach NBA.
Jego wynik może pobić grający obecnie w San Antonio Spurs Jeremy Sochan, który został wybrany z najwyższym jak na Polaka, bowiem aż 9 numerem w drafcie NBA. Sochan to ważny trybik w budującej się machinie teksańskiego zespołu, który ma zadatki na bycie jednym z lepszych role playerów w lidze.
Dwóch Polaków w NBA? To możliwe, ale pod pewnym warunkiem
W miarę zbliżającego się draftu 2025 na nowo rozgorzała dyskusja o możliwości pojawienia się kolejnego reprezentanta Polski na boiskach NBA. Igor Milicić Jr., bo o nim mowa, jest obecnie graczem Tennessee Volunteers, grającego w akademickiej lidze NCAA. Obecnie klub Milicicia notuje naprawdę udany sezon, bowiem w rundzie zasadniczej zaliczyli oni bilans 27 wygranych i 7 porażek, co dało im 3 miejsce w konferencji Południowy wschód. Dużą rolę w tym sukcesie odgrywa właśnie Milicić, który jest najlepiej zbierającym graczem swojego zespołu (6,8 zbiórki na mecz). Dodatkowo syn trenera Igora Milicicia pasuje do obecnych realiów koszykówki, bowiem poza umiejętnościami podkoszowymi potrafi on również postraszyć rzutem za 3 punkty, dzięki czemu może pochwalić się średnią niemal 10 "oczek".
Obecnie NCAA weszła w decydującą fazę, bowiem rozpoczęło się tzw. March Madness, czyli runda pucharowa ligi akademickiej. Tennessee radzi sobie w niej naprawdę dobrze, bowiem po wyeliminowaniu drużyn z uczelni Wofford oraz UCLA, dotarli oni do 1/8 finałów tego turnieju. Ich końcowy sukces może niezwykle pomóc Miliciciowi, który w najnowszych przewidywaniach m.in. portalu nbadraftroom.com znalazł się na 70 pozycji wśród grona nadchodzących pierwszoroczniaków. Niestety jego sytuacji nie poprawi zbliżający się wielkimi krokami Eurobasket 2025, którego jedna z faz rozegrana zostanie w naszym kraju. Turniej ten odbędzie się bowiem nieco ponad 2 miesiące po tegorocznym drafcie.