Od czego warto zacząć? Przede wszystkim - od racjonalnej oceny własnych sił. Jeżeli dopiero zaczynamy naszą przygodę z rowerem, nie ma sensu porywać się od razu na długie, wymagające trasy. Zamiast tego lepiej stopniowo "oswajać" się z maszyną i "dokładać" kolejne kilometry. Przyjemność płynąca z jazdy będzie zdecydowanie większa, unikniemy też dzięki temu zakwasów czy efektu "odcięcia", który towarzyszy kolarzom, gdy dadzą z siebie zbyt wiele. Obie te rzeczy mogłyby skutecznie zniechęcić do tego, by na rower wrócić. Bardzo prostą, a jednocześnie - dającą masę satysfakcji taktyką jest wyznaczenie sobie stałej trasy i - w zależności od tego, czy jest ona płaska, czy może nieco pofałdowana - jej powolne wydłużanie (o 1,2,5 kilometrów) lub pokonywanie z większą średnią prędkością. W ten sposób z łatwością zaobserwować można własny postęp. Co, jeżeli jesteśmy już nieco bardziej doświadczeni, a mimo wszystko chcemy poprawić swoją formę i kondycję? W tym przypadku także zastosować można poradę wprowadzoną powyżej, z tym zastrzeżeniem, by swoje granice przesuwać w sposób bardziej zdecydowany. Nic nie wpływa też bardziej motywująco, niż jazda w grupie. Jeżeli więc mieszkamy w większym mieście (lub jego bezpośrednich okolicach) ciekawym rozwiązaniem może być poszukanie funkcjonującej w nim grupy rowerowej - boom na jednoślady sprawił, że z pewnością przynajmniej jedna taka się znajdzie. Grupy takie często organizują cykliczne spotkania (np. raz w tygodniu), dzięki czemu łatwo wygospodarować czas na wspólne przejażdżki. Dodatkowo, nierzadko podzielone są na różne poziomy zaawansowania, dzięki czemu każdy znajdzie coś dla siebie. Uniwersalna rada na poprawę kondycji? Przede wszystkim - jeździć! Abstrahując od powyższych informacji, jeżeli znajdziemy w sobie dość motywacji, by systematycznie pokonywać kolejne kilometry, efekty z pewnością przyjdą. Wszystko jest jedynie kwestią czasu. Tomasz Czernich