Real Madryt w ostatnich latach zapracował sobie na miano "królów Europy" oraz "królów odwracania wyniku". Nie jest to oczywiście przydomek, który nie wziął się z niczego. "Królewscy" udowadniali bowiem regularnie, że są w stanie wyjść z tarapatów, z których wydawałoby się, że nie da się wyjść. Te wszelkie wydarzenia przywołane zostaną oczywiście nie bez powodu. Szczęsny nie wahał się ani sekundy. Tego nie mógł darować. Od razu się postawił Real Madryt bowiem znów staje przed misją dokonania niemożliwego, czy wręcz liczenia na cud. Podopieczni Carlo Ancelottiego w pierwszym meczu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów bowiem "Los Blancos" przegrali 0:3 z Arsenalem na wyjeździe i znów muszą liczyć na magię Santiago Bernabeu oraz unoszący się nad stadionem "duch Juanito". Jedyna europejska "remontada". To możliwe Choć to bez legendarnego Juanito Real był w stanie odwrócić losy dwumeczu, który wydawał się nieodwracalny. "Królewscy" przegrali 1:4 pierwszy mecz 1/8 finału Pucharu Europy z Derby County i wydawało się, że są już właściwie poza walką o tytuł. Nic bardziej mylnego. Rewanż na Santiago Bernabeu rozpoczął się od gola, którego już w trzeciej minucie strzelił Martinez. Do przerwy na 1:0 się jednak skończyło i wydawało się, że misja awansu może być niewykonalna. W drugich czterdziestu pięciu minutach podopieczni trenera Miljana Miljanica wyglądali jednak znakomicie. Martinez skompletował dublet w 51. minucie, a cztery minuty później na 3:0 podwyższył Santiliana. Santiago Bernabeu "odfrunęło" z radości. Siedem minut później radość została jednak mocno stłumiona, bo gola dla gości strzelił George. Na 10 minut przed końcem spotkania to piłkarze Derby mieli awans w garści. Wszystko zmieniło się jednak w 83. minucie. Wówczas Pirri, a więc aktualny honorowy prezes "Królewskich" strzelił gola na 4:1 i zapewnił dogrywkę. W tej podłamani goście zostali znokautowani przez Santillanę, który w 99. minucie drugi raz pokonał bramkarza gości. Ter Stegen za Szczęsnego? Flick zabrał głos. Niepokojące słowa Zwycięstwo 5:1 oznaczało, że to Real zagra w kolejnej fazie rozgrywek. Ostatecznie "Królewscy" tytułu nie wygrali. Ten trafił w ręce zawodników Bayernu Monachium, ale to pierwszy i ostatni raz, gdy Realowi Madryt udało się odrobić stratę trzech goli po pierwszym meczu Pucharu Europy/Ligi Mistrzów. Świętej pamięci Juanito wspomniany był jednak nie bez powodu. Były legendarny napastnik przyczynił się bowiem do wielu legendarnych "remontad", których "Królewscy dokonywali w Europie. Pierwszą z nich jest ta z roku 1980. Wówczas hiszpański zespół przegrał swój mecz z Celtikiem Glasgow na wyjeździe 0:2, a w rewanżu wygrał 3:0, trzeciego gola dla ekipy z Madrytu strzelił wówczas właśnie Juan Gomez Gonzalez. Później Juanito prowadził "Królewskich" do podobnych wyczynów przeciwko Interowi Mediolan, Borussii Dortmund oraz Anderlechtowi Bruksela. "Duch" Juanito i magiczne noce. Santiago Bernabeu potrafi ponieść Także historia najnowsza daje kibicom "Los Blancos" mnóstwo powodów do wiary w to, że uda się odwrócić losy dwumeczu. Wystarczy przypomnieć sobie sezon 2015/2016. Real przegrał wówczas sensacyjnie pierwszy mecz wyjazdowy ćwierćfinałowy z Wolfsburgiem 0:2. Cristiano Ronaldo w licznych wypowiedziach obiecywał jednak, że "Królewscy" awansują dalej i obietnicy dotrzymał, samemu strzelając hat-tricka w rewanżowym spotkaniu, które Real wygrał 3:0 i ostatecznie sięgnął po tytuł. Cofając się jeszcze mniej w czasie, nie sposób jest nie wspomnieć o sezonie 2021/2022. Wówczas podopieczni Carlo Ancelottiego do finału Ligi Mistrzów dotarli, pokonując najtrudniejsze możliwe przeszkody. Karim Benzema wspólnie z Viniciusem Juniorem oraz Thibaut Courtois poprowadzili "Królewskich" najpierw do "remontady" z Paris Saint-Germain. Pierwsze spotkanie zakończyło się porażką "Królewskich" 0:1, w drugim również przegrywali już jednym golem. Do odrobienia strat potrzebne były więc dwa trafienia, a do awansu aż trzy. Real w niecałe 20 minut zmiażdżył PSG i wybił gościom z głowy marzenia o awansie. Strzelanie w 61. minucie rozpoczął Karim Benzema, który 17 minut później skompletował hat-tricka i ustalił wynik na stanie 3:1. W kolejnej fazie aktualni klubowi mistrzowie Europy znów musieli wspiąć się na wyżyny. Tym razem wygrali pierwszy mecz na wyjeździe 3:1, ale na Santiago Bernabeu przegrywali już z Chelsea 0:3 i wydawało się, że są "pogrzebani". Wówczas objawił się geniusz Luki Modricia, który magiczną asystą do Rodrygo doprowadził do dogrywki, a tam awans przypieczętował oczywiście Karim Benzema. Z pewnością najbardziej legendarnym ze współczesnych powrotów jest jednak ten, którego Real dokonał w półfinale tamtej edycji. "Królewscy" najpierw po niezwykle emocjonującym spotkaniu przegrali z Manchesterem City na wyjeździe 3:4, ale wszystko było otwarte przed rewanżem. W tym wiele nie układało się podopiecznym Ancelottiego. Co więcej, to City strzeliło gola. W 73. minucie rywalizacji kontrę wykorzystał Ryad Mahrez i wydawało się, że Real ma za mało czasu, aby "wrócić do żywych". Nic bardziej mylnego. Piłkarze włoskiego szkoleniowca ze wsparciem swoich kibiców potrzebują ledwie kilkuset sekund, aby wstać z kolan. Tak też było tym razem. Gdy część tych mniej wierzących kibiców zaczęła wychodzić ze stadionu, "Los Blancos" ożyli. W 90. minucie rywalizacji gola na 1:1 w meczu strzelił Rodrygo. Chwilę później sędzia pokazał na tablicy doliczony czas, a Bernabeu wręcz odleciało. Euforia fanów poniosła piłkarzy, a konkretnie właśnie wspomnianego Rodrygo, który strzelił gola na 2:1 w meczu i zapewnił dogrywkę, a w niej awans "Królewskich" strzałem z rzutu karnego przypieczętował Karim Benzema. Pep Guardiola patrzył z niedowierzaniem i mógł jedynie załamać ręce, bo w niespełna dwie minuty wypuścił finał Ligi Mistrzów, który właściwie już trzymał w dłoniach. W końcu historia najnowsza, a więc ta z tego sezonu, również pokazuje, że niezależnie od formy Real na Santiago Bernabeu "pogrzebać" można dopiero po końcowym gwizdku. Gospodarze przegrywali bowiem do przerwy z Borussią Dortmund 0:2 i wydawało się, że nie mają na co liczyć. Wówczas obudził się jednak Vinicius Junior, który swoim hat-trickiem zainspirował kolegów oraz kibiców. Ostatecznie Real wygrał 5:2, a wszystkie pięć goli strzelił w drugiej połowie.