Zawodniczki grające na podobnym poziomie rywalizują ze sobą bardzo często, w przypadku Igi Świątek wystarczy spojrzeć na jej boje z Coco Gauff, Aryną Sabalenką czy Jelena Rybakiną. I właściwie niemal z każdą inną zawodniczką z czołowej dziesiątki rankingu. Gdy jednak rankingi zaczynają się "rozjeżdżać", szans na bezpośrednia starcia jest niewiele. Sabalenka zmierzyła się po raz pierwszy z Wiktoriją Tomową, gdy miała 18 lat i zajmowała 240. miejsce na świecie, a starsza od niej rywalka była o kilkadziesiąt pozycji wyżej. I wtedy w Budapeszcie Bułgarka wygrała w dwóch setach. Do rewanżu doszło teraz w Miami, bo Tomowa, mimo że ma już 30 lat, notuje właśnie najlepszy czas w karierze. Ma pewne miejsce w najlepszej setce, dostała się do głównej drabinki WTA 1000 i w drugiej rundzie trafiła na Sabalenkę.Przegrała 3:6, 0:6, a po spotkaniu Białorusinka powiedziała tak: - Znam ją, bo jest w tourze od lat. Ale nie pamiętałam, byśmy kiedykolwiek się spotkały. Podobnie wygląda sytuacja z Urszulą Radwańską i Niginą Abduraimową z Uzbekistanu, choć to Polka jest o cztery lata starsza od rywalki. One też mierzyły się ze sobą w lipcu 2016 roku, w turniej w Wuhanie, Abduraimowa zajmowała wtedy 228. miejsce, a Ula - 177. A mimo to zawodniczka z Uzbekistanu trumfowała po trzysetowej batalii. Polka czekała na okazję do rewanżu aż dziewięć lat, choć teraz obie są już raczej u schyłku swoich karier. Niginę polscy kibice mogą pamiętać też z jej potyczki z Igą Świątek w WTA 250 w Warszawie latem 2023 roku, gdy raszynianka, jako liderka rankingu, wygrała w stolicy cały turniej. Urszula Radwańska zdążyła przed deszczem, dwa szybkie sety w Calvi. A Linda Klimovicova - już nie Młodsza z sióstr Radwańskich dostała tę szansę w Calvi na Korsyce - w turnieju ITF W50. Najpierw przeszła tu przez kwalifikacje, podobnie zresztą jak Abduraimowa, która wróciła do gry po trzymiesięcznej przerwie. I było to jedno z łatwiejszych spotkań dla 34-latki znad Wisły, oba sety wygrała 6:2. Dopisało jej szczęście, którego zabrakło tego dnia wielu innym uczestniczkom tego turnieju na twardej nawierzchni. W tym i Lindzie Klimovicovej, która w Calvi broni punktów za zeszłoroczny ćwierćfinał. A znów trochę może się oddalić od drugiej setki rankingu. Była reprezentantka Czech, od zeszłej jesieni reprezentująca Polskę, zaczęła dziś spotkanie z Aylą Aksu - bohaterką reprezentacji Turcji z poprzedniego tygodnia. Wygrała bowiem swoje trzy spotkania w turnieju w Wilnie, a jej drużyna, razem m.in. z Belgią prowadzoną przez Wima Fissette'a, zakwalifikowała się do jesiennej fazy play-off. I być może wówczas zmierzy się w jednym z turniejów z Polską. Klimovicova lepiej zaczęła mecz, w piątym gemie zdobyła breaka, który okazał się kluczowy dla losów tego seta. 20-latka zakończyła partię asem, wygrała ją 6:4. W drugiej partii sama jednak została szybko przełamana, później było już 2:5, broniła piłki setowej. I wyrównała na 5:5, a w kolejnym gemie miała dwa kolejne break pointy na 6:5. i... przegrała seta 5:7. Trzeci set zakończył się przy stanie 2:1 dla Klimovicovej i 40-40. Nagle zaczęło padać, zawodniczki uciekły z kortu. I podobnie jak wszystkich innych spotkań - tego też nie udało się już dokończyć. Mecz zostanie wznowiony w czwartek, ale prognozy na ten dzień też są kiepski. A to ważne spotkanie dla Radwańskiej, bo... wyłoni jej kolejną rywalkę. Jeśli Klimovicova utrzyma przewagę, a ma już zapas przełamanie, dojdzie na Korsyce do polskiego boju o ćwierćfinał.