Król nadal na tronie. Idzie po historyczne wyniki
Miało być kapitalne ściganie w Łodzi podczas PGE IMME. Niestety, zawody nie porwały i emocji nie było tyle, ile się spodziewaliśmy. Zwyciężył oczywiście Bartosz Zmarzlik, który nie najlepiej - jak na siebie - zaczął zawody, ale w decydującym momencie był bezkonkurencyjny. Jak zawsze zresztą.

PGE IMME to jeden z najmocniej obsadzonych turniejów w całym sezonie. Przeważnie odbywa się on na początku roku, co powoduje że wielu zawodników nie jest jeszcze w pełni formy. Ale tak czy inaczej można było w Łodzi liczyć na świetne widowisko, bo przecież to tor słynący z walki na dystansie, czego wielokrotnie jesteśmy świadkami choćby podczas meczów ligowych. Nic więc dziwnego, że bilety na zawody wyprzedały się niemal w komplecie, o czym mówił Witold Skrzydlewski.
Emocji jeszcze przed turniejem dodawał fakt, że ostatnio przekonaliśmy się o "ludzkich cechach" Bartosza Zmarzlika. Mistrz świata kapitalnie rozpoczął sezon 2024 i aż do Złotego Kasku miał przegrany raptem jeden bieg (z Maksymem Drabikiem). W Opolu jednak jak na siebie wypadł raczej kiepsko, co kazało przypuszczać, że i w Łodzi będzie go można pokonać. Kto mógł mu napsuć krwi? Z pewnością Jason Doyle, Emil Sajfutdinow czy Artiom Łaguta.
Co tam się działo? Mistrzowie na wstecznym
Początek zawodów dla niektórych był wręcz szokujący. Zmarzlik w swoim pierwszym starcie tak kiepsko wyszedł spod taśmy, że został 5 metrów za plecami rywali. Łaguta w ogóle praktycznie nie istniał. - Tu dziś może być sensacja - mówiono na trybunach. Patrick Hansen w studiu Canal Plus zwracał uwagę na to, że świetnie od początku sezonu jedzie Jason Doyle. I rzeczywiście, w Łodzi też wyglądał znakomicie. W pierwszym starcie przemknął przy krawężniku i Luke Becker nawet nie zdążył się obejrzeć.
A mistrzowie świata z ostatnich lat, czyli Zmarzlik i Łaguta, wrócili do gry w drugiej części rundy zasadniczej. Widać było, że zwłaszcza Polak złapał dużo większą prędkość. Łaguta szarpał i naprawdę było widać u niego ambicję. W klasyfikacji wszystko było jeszcze sprawą otwartą. Świetnie jechał też Mateusz Cierniak. W czwartek starcie ostro pojechali z nim rywale, ale i tak był wysoko. Ostatnia seria miała dać odpowiedź na pytanie, kogo należy brać za głównego kandydata do zwycięstwa w zawodach.
Jedzie szesnastu, a wygrywa Zmarzlik
Mistrz świata z 2021 roku nie zdołał odrobić strat z początku zawodów i po trzech biegach bez punktów, nie miał praktycznie szans na awans do decydującej fazy. Wygrane dwa wyścigi niczego już nie zmieniły. W półfinałach niestety oglądaliśmy zaś w wielu przypadkach walkę z torem. Zawodnicy przed tymi biegami poprosili zresztą sędziego o dodatkowe równanie. Czy było lepiej? Trudno ocenić, ale nawierzchnia zdecydowanie do łatwych nie należała.
W finale zmierzyli się: Zmarzlik, Doyle, Cierniak i Lindgren. Mistrz świata z ostatnich dwóch sezonów kapitalnie wystartował i choć Doyle i Lindgren próbowali, to nie mieli szans ze Zmarzlikiem. Bartosz znowu wygrał turniej rangi mistrzowskiej. Za moment może pobić wszelkie rekordy.
Wyniki:
1. Bartosz Zmarzlik (Polska) - (2,2,3,3,3,3) 16 - 1. miejsce w finale
2. Jason Doyle (Australia) - (3,3,1,2,3,2) 14 - 2. miejsce w finale
3. Fredrik Lindgren (Szwecja) - (2,0,1,3,2,3,1) 12 - 3. miejsce w finale
4. Mateusz Cierniak (Polska) - (3,2,2,0,2,3,0) 12 - 4. miejsce w finale
5. Martin Vaculik (Słowacja) - (1,d,3,3,3,2) 12
6. Max Fricke (Australia) - (3,3,1,1,1,2) 11
7. Jack Holder (Australia) - (2,3,0,2,1,1) 9
8. Dominik Kubera (Polska) - (3,2,0,0,2,d) 7
9. Emil Sajfutdinow (Rosja/polska licencja) - (w,1,3,1,2,d) 7
10. Leon Madsen (Dania) - (2,2,2,0,1,d) 7
11. Daniel Bewley (Wielka Brytania) - (1,1,2,2,1) 7
12. Artiom Łaguta (Rosja/polska licencja) - (0,u,0,3,3) 6
13. Szymon Woźniak (Polska) - (0,3,1,2,-) 6
14. Anders Thomsen (Dania) - (1,1,3,1,0) 6
15. Mikkel Michelsen (Dania) - (0,d,2,1,0) 3
16. Luke Becker (USA) - (1,1,0,0,0) 2
17. Damian Ratajczak (Polska) - (0) 0
18. Kajetan Kupiec (Polska) - NS
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje