Były kapitan wskazuje wielki zawód po meczach kadry. "Stracił wszystkie atuty"
– Jeżeli gramy z takimi zespołami jak Litwa i Malta, to oczekiwałbym dynamiki i szybkości pod każdym względem. Szybkości operowania piłką, szybkości podejmowania decyzji, ale też takiej szybkości indywidualnej. A właściwie tego nie było wcale. Ani nie graliśmy szybko, ani szybko decyzje nie były podejmowane, ani nie było widać dynamiki i intensywności w ruchach zawodników. Nie było prób gry jeden na jeden, na jeden kontakt i przyspieszania. Takie holowanie piłki, wolno, pięć minut na podjęcie decyzji – ocenia Tomasz Łapiński, były kapitan reprezentacji Polski.

Andrzej Klemba, Interia: Jest coś, z czego się możemy cieszyć po meczach z Litwą i Maltą?
Tomasz Łapiński, 36-krotny reprezentant Polski: - Z punktów.
Tak myślałem...
- Jakieś małe plusiki też możemy postawić. Przez moment zastanawiałem się, czy powodem do umiarkowanej radości jest jakby postęp w meczu z Maltą w stosunku do spotkania z Litwą. Patrząc jednak na jakość rywala, to nie jestem pewny, czy była jakaś zmiana na plus. Malta to w organizacji gry dużo słabszy zespół od Litwy.
W rankingu FIFA też jest niżej. Rankingi rankingami, ale coś tam pokazują.
- Mam wrażenie, że Litwa jest za nisko w tym zestawieniu. Powinna być jednak wyżej. A jeśli chodzi o te plusiki, to na pewno Łukasz Skorupski, który potwierdza naszą szkołę bramkarską. Pozytywne były wejście w pierwszy mecz i drugi mecz w wykonaniu Kuby Kamińskiego. Był ktoś próbujący trochę zastępować Nikolę Zalewskiego. Dodałbym jeszcze Jana Bednarka, który w obu spotkaniach był solidny, bardzo zdecydowany i skoncentrowany. Taki pod prądem.
Tylko zawsze z tyłu głowy musimy mieć mimo wszystko klasę tych rywali?
- Niby tak, ale patrząc na innych zawodników, to nie wyglądali dobrze, mimo że graliśmy z nisko notowanymi drużynami. Z Maltą każdy mógł zagrać dobrze. I teraz patrzysz, jak zagrał Przemysław Frankowski i co wtedy powiesz?
Jeżeli wyznacznikiem jest jakość przeciwnika, to jeden z naszych potrafił zagrać dobrze, a drugi nawet ze słabymi sobie nie poradził
~ Tomasz Łapiński.
Plusy mamy za sobą. Co najbardziej zawiodło?
- Resztę powinniśmy przemilczeć. Szczególnie ten mecz z Litwą był koszmarkiem. Przede wszystkim, jeżeli gramy z takimi zespołami, to bym oczekiwał dynamiki i szybkości pod różnorakimi względami. Szybkości operowania piłką, szybkości podejmowania decyzji, ale też takiej szybkości indywidualnej. A w tym pierwszym meczu to właściwie tego nie było wcale. Ani nie graliśmy szybko, ani szybko decyzje nie były podejmowane, ani nie było widać takiej dynamiki i intensywności w ruchach zawodników. Nie było prób gry jeden na jeden, na jeden kontakt i przyspieszania. Takie holowanie piłki, wolno, pięć minut na podjęcie decyzji. Za mało było takich szybkich akcji. Z Maltą było trochę więcej prób, ale oni dawali więcej miejsca niż Litwini.
To chyba właśnie recepta na rywali, dla których wiadomo, że najpierw najważniejsza będzie obrona?
- Dokładnie tak. Litwini stali ciasno, kompaktowo i było mało miejsca. To jest klucz, który otwiera drzwi do bramki. Szybka gra na jeden kontakt i szukanie prostopadłych podań. Mimo takiego ciasnego ustawienia w obronie, to zawsze są szanse na takie zagrania, ale trwają ułamek sekundy. Jak się spóźnisz z decyzją, to okazja od razu znika.
Wydawało się, że brak Piotra Zielińskiego i Nikoli Zalewskiego nie będzie widoczny w tych meczach, ale właśnie ich pomysłowości czy gry jeden na jeden zabrakło?
- Wydaje mi się, że tak, choć może to za bardzo idealizujemy. Zieliński w środku nie jest gwarantem takiej błyskawicznej gry, bo do tego też muszą się jeszcze dostosować partnerzy. Jeden człowiek nie zadecyduje, bo partner musi się pokazać w tą wolną przestrzeń. Wydaje się jednak, że z Zielińskim i Nikolą byłyby większe szanse, żeby właśnie grać szybciej, wykorzystywać wolne przestrzenie i dawać mniej czasu obrońcom na korektę ustawienia. Zieliński dużo widzi, jest technicznie dobrze wyszkolony. Gdyby był trochę niżej, to miałby więcej miejsce i czas na zagrywanie takich piłek. Tyle że to gdybanie. No nie ma go i tyle, zawsze będą takie sytuacje, że kogoś nie będzie. Dlatego trzeba mieć zmienników, którzy mają w miarę podobną klasę. Z tym jest już trochę kłopotu w kadrze. Reprezentacja jest obarczona bardzo różną sytuacją piłkarzy w klubach. Ich dyspozycja się zmienia. Widzimy to na przykładzie Frankowskiego. Po przejściu do Galatasaray stracił cały swój atut, czyli dynamikę. To nie jest zawodnik jakoś świetnie wyszkolony technicznie czy drybler. Potrafi jednak dośrodkować, zawsze był dobrze przygotowany motoryczne i miał gaz. A on w tych meczach nawet jednego biegowego pojedynku nie zrobił. Z Maltą to nawet nie próbował. A były idealne okazje, np. żeby zagrać klepkę ze schodzącym ze środka Szymańskim, wyjść na wolną przestrzeń i pełen gaz. A on nawet nie podejmował takiej próby. Wybierał opcję bezpieczną i zagrał do tyłu.
To nie jedyny piłkarz, który lepiej gra w klubie niż w kadrze. Tam mają lepszych partnerów?
- Klub to środowisko, w którym się obracasz na co dzień, pewnie trochę bardziej znajome i czytelne. Lepiej wiesz czego oczekiwać od partnera. To może być decydujące, że ktoś tam lepiej wygląda. Czasem też mają inne zadania w klubie i kadrze. Frankowski w Galatasaray jest przestawiony na boczną obronę, a w reprezentacji gra wyżej. Tu są większe wymagania, ale to dla niego to nie powinno być nic nowego. Wydaje mi się w jego przypadku, że zmiana otoczenia, chyba też sposobu treningu sprawiły, że jeszcze w tym nowym środowisku do końca się nie zaaklimatyzował. I to się przekłada na reprezentacje, że nie jest pewny siebie.
Do polskiej grupy dołączyła Holandia, która stoczyła dwumecz z Hiszpanią na bardzo wysokim poziomie.
- Wydaje się, że nie mamy z nią szans, ale z drugiej strony można przypomnieć mecz na Euro przegrany tylko 1:2 czy też za czasów Michniewicza remis 2:2 w Amsterdamie, gdzie prowadziliśmy 2:0. Oczywiście Holandia była wtedy inna, my też graliśmy trochę innym systemem. Można powiedzieć, że ledwo, ledwo wygraliśmy z Litwą, to jak mierzyć się z takim rywalem. Mecz meczowy nierówny.
Najpierw trzeba wygrać w czerwcu z Finlandią?
- No, właśnie, na razie musimy się martwić, żeby być na drugim miejscu w grupie, a nie o tym, żeby urywać punkty Holendrom. Jestem jakimś tam drobnym optymistą, chociaż tak naprawdę argumentów za wiele w tych dwóch meczach nie dostałem. Nie chcę też płakać i liczę na to, że sytuacja kadrowiczów w klubach się zmieni, formą poprawi, ten mecz z Finami będzie naprawdę bardzo ważny.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje