Rywalka srebrnej w Rio de Janeiro Mai Włoszczowskiej po igrzyskach wpadła w długotrwałą depresję, startowała tylko sporadycznie i przez dwa lata była nieobecna w PŚ. Jej "ostrożny", jak zapowiadała, powrót do rywalizacji nastąpił w Novym Mescie. Szwedka zajęła 33. miejsce i uznała, że był to bardzo udany i inspirujący dla niej start, będący częścią terapii i procesu powrotu do regularnej rywalizacji i walki o medal igrzysk olimpijskich w przyszłym roku w Tokio. Kanał szwedzkiej telewizji SVT opisał jednak jej start, zarówno na wizji jak i w dłuższym artykule na stronie internetowej, jako niedany i tragiczny z "z żenującą stratą aż siedmiu minut" do zwyciężczyni Kate Courtney. "Nie zgadzam się z taką opinią i jestem przede wszystkim człowiekiem, a nie maszyną. Dziennikarze szukają sensacji i jak widać sami je tworzą. Dla mnie ten start był wyjątkowo ważny psychicznie, biorąc od uwagę moją długą depresję. Zamiast wsparcia otrzymałam jednak silny, niesprawiedliwy cios. Dlatego więc, na czas nieokreślony, zrywam kontakty ze wszystkimi bez wyjątku mediami" - oświadczyła kolarka w mediach społecznościowych. Asa Edlund Joensson, kierownik redakcji sportowej SVT, odpowiedziała kolarce w długim liście i w ostrych słowach pisząc m.in.: "nasze zadanie polega na opisywaniu sportu wyczynowego obiektywnie i profesjonalnie. Z drugiej strony, czym częściej zawodnicy są opisywani w mediach, tym lepiej dla nich z punktu widzenia sponsorów, którzy w końcu w dużej części finansują ich działalność. Sposób opisywania sportu i wyników media wybierają same i sportowcy nie mogą o tym decydować ani na to wpływać". Dodała, że "słabe rezultaty w ostatnich dniach nie dotyczą tylko Rissveds i z pewnością nasza reprezentacja hokejowa wolałaby artykuły ich chwalące, lecz nieudany występ na mistrzostwach świata niestety nie może być opisywany w taki sam sposób, jak zdobycie złotego medalu. Taki jest sport". Zbigniew Kuczyński