W ostatnich miesiącach przed pojawieniem się przepisów o przymusowej izolacji w Europie 28-letnia Dorociak wraz z partnerką Katarzyną Wełną trenowały poza strukturami Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich. Pierwszym ważnym wydarzeniem ich sezonu miała być walka o prawo startu w regatach kwalifikacyjnych do igrzysk olimpijskich w Tokio z drugą polską dwójką podwójną wagi lekkiej: Weroniką Deresz i Jaclyn Stelmaszyk. "Już wtedy, kiedy zaczynałyśmy te przygotowania poza kadrą, zdawałam sobie sprawę, że to projekt najwyżej na najbliższych kilka miesięcy. A lekarze to potwierdzali" - powiedziała Dorociak.Z powodu pandemii Międzynarodowa Federacja Wioślarska (FISA) odwołała jednak większość tegorocznych zawodów, m.in. wszystkie rundy Pucharu Świata oraz zaplanowane na połowę maja regaty w Lucernie, które miały być ostatnią szansą polskich osad na uzyskanie kwalifikacji olimpijskiej. Same igrzyska przełożono na 2021 rok."Pandemia zastała mnie i Kasię podczas zgrupowania w Kruszwicy. Nagle musiałyśmy po prostu rozjechać się do domów" - relacjonowała Dorociak.Zawodniczka od kilkunastu miesięcy ma problem z tzw. przyruchem, który uniemożliwia jej poprawne technicznie wiosłowanie. Z tego powodu w 2019 roku nie wzięła udziału w niemal żadnych oficjalnych zawodach międzynarodowych."To się zaczęło tak naprawdę już w grudniu 2018 roku na zgrupowaniu w Szklarskiej Porębie. Podczas treningów na ergometrze pojawił się jakiś dziwny przyruch, którego nie mogłam kontrolować. Później wystartowałam w mistrzostwach Polski na ergometrze i w nich zwyciężyłam, ale wiosłowałam wtedy tragicznie i wszyscy - łącznie ze mną - dziwili się, jak mi się to udało. Z czasem ten sam wypaczony ruch pojawił się też na wodzie" - opowiadała."Nikt tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć, z czego to się bierze: czy to jest kwestia fizyczna, czy nerwowa, czy wynika z wysiłku... Ciało się mnie nie słucha podczas wiosłowania. Człowiek wykonuje jakiś ruch przez całe życie, a potem z dnia na dzień po prostu zapomina, jak to się robi" - dodała.