Niemal rok temu WTA wprowadziło kilka zmian do systemu kobiecych rozgrywek - ta najpoważniejsza zakładała, że liczba turniejów zaliczanych do rankingu zwiększy się o dwa kolejne. Teraz to aż 18 rywalizacji z 52 ostatnich tygodni, dodatkowo doliczane może być WTA Finals. Nowość dotyczyła także tego, że zawodniczki muszą obowiązkowo rozegrać sześć turniejów rangi WTA 500, choć przecież dla wielu z nich to nie na rękę. Iga Świątek zagrała tylko w dwóch: United Cup, który ma tę rangę, na przełomie roku oraz w swoim ulubionym Stuttgarcie. Później zrezygnowała z Berlina i Seulu, innych nie miała w planie. Aryna Sabalenka wystąpiła z kolei w czterech, też więc nie spełniła minimum. Pierwszych dwóch upomnień Świątek nie odczuła, bo otrzymane karne zera wskoczyły w wolne pozycje w jej rankingu. Trzecie i czwarte już tak - te zdobycze zastąpiły bowiem jej osiągnięcia z WTA 500 w Stuttgarcie (195 pkt) i WTA 1000 w Miami (120 pkt). Sabalenka zaś straciła raptem 75 pkt, za Dubaj i Miami. Stąd różnica między nimi wzrosła do 1046 punktów - tyle wynosi na starcie zmagań w Rijadzie. A ciekawe jest to, że Jelena Rybakina zagrała tylko w pięciu turniejach WTA 500, z tego w czterech do maja. Jej kara nie dotknęła. Można się domyślać, że oficjalnie zgłosiła kontuzję po US Open. Kary dla zawodniczek, wiele z nich nie spełniło wymogów. Magda Linette pyta: Jaki to ma sens? Kara nie spotkała także Magdy Linette, bo poznanianka była w drabince siedmiu turniejów WTA 500, choć nie zawsze tam, gdzie chciała grać. I dość brutalnie rozprawiła się z nowymi przepisami. - Jednym jest to, jak miały wyglądać te przepisy na papierze i w planach, a drugim: jak wyszły w praniu. Jest wiele mankamentów, zawodniczki muszą dziwnie konstruować swój kalendarz startów. Zgłaszamy też, że niektóre pięćsetki są słabo przygotowane, bo taki Stuttgart to wzorowy turniej, a inne od niego znacznie odbiegają. Na czym te "dziwne podróże" miałyby polegać? Reprezentantka Polski tłumaczy, że dla wielu zawodniczek oznacza to dodatkowe loty na turnieje, gdzie mają szansę się po prostu dostać. Choćby do Linzu w Austrii tuż po Australian Open. - Ale jaki to ma sens, by w środku zimy, z upalnej Australii, lecieć do Europy zagrać w hali w środku zimy, a zaraz po tym przemieszczać się do Abu Zabi czy Dubaju? To wariactwo, trzeba zasady poprawić - mówi. Sama nie wie, czy dostanie szansę startu w Adelajdzie w drugim tygodniu sezonu, bo na razie niewiele na to wskazuje. Z Brisbane prawdopodobnie przeniesie się na WTA 250 do Hobart. Pasowało, a się nie dostałaś? Trudno. Teraz nie pasuje, musisz jechać. Inaczej stracisz punkty Linette dodaje, że ją też dotknęły te zasady i nie mogła ustawić kalendarza tak jak chciała. - Planowałam, że zagram w WTA 500 w Berlinie, ale tam "cut" (dostęp wg rankingu) był na miejscu numer 20. Zapisałam się do Eastbourne, musiałam grać w eliminacjach. W przypadku niektórych turniejów rangi 500 to się okazuje późno, a wizy trzeba załatwiać trzy albo pięć miesięcy wcześniej - twierdzi Linette. I podaje przykład Peyton Stearns, z którą grała w deblu. Dziś Amerykanka jest 46. na światowej liście, ale w kwietniu czy maju była 87. I wtedy nie miała szans, by dostać się do wielu europejskich rywalizacji WTA 500. - Miała już jakiś plan ustalony na kolejne miesiące, awansowała wyżej do TOP 50. I wtedy ranking pozwalał jej na grę w Monterrey czy Guadalajarze, ale tam nie pojechała. Bo po co lecieć przed Szlemem na wysokości, byle tylko nie dostać kary? To bez sensu - mówi Linette. A Stearns też została ukarana, podobnie jak Świątek czy Sabalenka. Czy te przepisy zostaną zmienione, przekonamy się zapewne pod koniec tego roku. WTA Finals startuje zaś w sobotę, pierwszego dnia zagra grupa Aryny Sabalenki. Iga Świątek zmierzy się z Barborą Krejcikovą w niedzielę o godz. 13.30.