"To moje miasto!" - wykrzyczał podczas ceremonii ważenia Kownacki na zaczepkę Szpilki i słowa dotrzymał. Przed zakontraktowaną na 10 rund walką tylko najwierniejsi fani boksu w Polsce kojarzyli i dostrzegali umiejętności tego niepozornie wyglądającego pięściarza, o wdzięcznym pseudonimie "Baby Face". Po spektakularnie zakończonej walce, podczas której z trybun kilkakrotnie zdążył wybrzmieć Mazurek Dąbrowskiego, nastąpiła rychła zmiana warty. Teraz to Kownacki stał się numerem jeden w polskiej wadze ciężkiej, a kariera "Szpili", poprzednio pretendenta do tytułu mistrza świata, w jednej chwili znalazła się na potężnym zakręcie. W ringu potwierdziły się opinie, że pochodzący z Konarzyc koło Łomży, a wychowywany od 7. roku życia na nowojorskim Brooklynie Kownacki, z racji stylu boksowania będzie bardzo niewygodnym rywalem dla Szpilki. Atutami Szpilki miały być szybkość, technika, doświadczenie i niewygodna pozycja mańkuta, ale wszystko to w zderzeniu z walorami Kownackiego okazały się nic niewarte. Swoje zrobiły też błędy dotąd najpopularniejszego polskiego pięściarza, który bagatelizował siłę rywala, a w chwilach zagrożenia swoją nonszalancją i bierną obroną aż prosił się o najsurowszą karę. Kownacki, do niedawna łączący boks z pracą w charakterze murarza i dorabiający jako ochroniarz, nie rzucał słów na wiatr. "Ja mam mocny cios, a Artur szklaną szczękę" - powtarzał niemal w każdym wywiadzie, również dla Interii, i słowa dotrzymał. "Baby Face" od pierwszej rundy udowadniał, że najcięższą bronią w jego artylerii są szybkie i ciężkie ręce, którymi jest w stanie zadawać precyzyjne ciosy, a do tego różnicować ich płaszczyznę. Kownacki, jak to ma w zwyczaju, szedł do przodu, ale zdarzało mu się wypadać na przednią nogę, co wykorzystywał boksujący z kontry Szpilka, momentami trafiając z lewej i prawej ręki. Po dwóch wyrównanych rundach przyszło trzecie starcie, doskonałe w wykonaniu Kownackiego. Zaraz na początku Adam próbował zaskoczyć akcją przy linach, ale żadnym z kilku "rzuconych" ciosów nie zranił Szpilki. Dużo skuteczniejszy szturm przeprowadził w końcówce, atakując rywala serią celnych uderzeń, z których jedne spadały na głowę, a inne na tułów. Na odchodne poczęstował "Szpilę" soczystym, bezpośrednim prawym. W czwartej rundzie wróciły demony Szpilki, który pod naporem rywala zaczął zapominać o taktyce, co było wodą na młyn Kownackiego. Miejscowy pięściarz coraz skuteczniej zamykał wieliczanina przy linach i z impretem wystrzelił kolejną akcją, którą rozpoczął z prawej ręki. Kumulacja kilku ciosów doprowadziła do pierwszego nokdaunu. Szpilka szybko podniósł się z desek, ale stanął na chwiejnych nogach, czego nie mógł przepuścić Kownacki. Od razu agresywnie ruszył do przodu i zaatakował kolejną serią uderzeń. Głowa Szpilka tylko odskakiwała jak piłeczka pingpongowa i tylko przytomna reakcja sędziego ringowego sprawiła, że pojedynek nie zakończył się ciężkim nokautem. Po walce załamany "Szpila" zachował się z klasą, z uznaniem bijąc brawo i gratulując swojemu pogromcy. Czy Szpilce to się podoba, czy nie, sobotnia walka w hali Nassau Coliseum pokazała, że brutalny nokaut z rąk Deontaya Wildera, do którego doszło w styczniu 2016 roku, najpewniej pozostawił trwały ślad w jego głowie. Z taką rysą w psychice wieliczanin powinien rozważyć nawet najczarniejszy scenariusz, czyli dojrzałą decyzję o zakończeniu kariery, o co został zapytany w rozmowie z Interią. Z kolei Kownacki udowodnił, że może nigdy nie zbuduje sylwetki Adonisa, ale w wadze ciężkiej najbardziej nieprzecenionym atutem jest siła ciosu. Przed 28-letnim pięściarzem, który ostatnio pełnił rolę sparingpartnera dla Tomasza Adamka w Łomnicy, otworzyły się wrota do dużych i świetnie płatnych walk. Sam "Baby Face" twierdzi, że w niedalekiej przeszłości będzie w stanie sięgnąć po pas mistrza świata w królewskiej kategorii wagowej. Artur Gac