Artur Gac, Interia: Adam Kownacki twierdzi, że pana dwie porażki, z Deontayem Wilderem i Bryantem Jenningsem pokazały, że nie przynależy pan do światowej czołówki, a jest pan tylko swego rodzaju testerem. Co pan o tym myśli? Artur Szpilka, pięściarz wagi ciężkiej: - Każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Natomiast przy obu tych walkach wydarzyły się pewne historie, które mi nie pomogły. Pamiętamy perypetie przed starciem z Jenningsem, gdy musiałem załatwiać sprawy wizowe w Polsce, a do Stanów wróciłem kilka dni przed walką. W kluczowym okresie byłem bez trenera, który został w Ameryce. Kilka rzeczy nie zagrało, do tego była to pierwsza walka tej rangi i pojawił się lekki stres. A z Wilderem? - Też nie było kolorowo. Przed walką rozwaliłem "łapę", a później, w piątej rundzie, doszło do jej złamania. Przecież pamiętasz, jak długo po pojedynku nosiłem rękę w gipsie. Oczywiście Wilder trafił mnie czyściutko w punkt, ale taki jest boks. Jednak nikt mi nie może powiedzieć, że w tym starciu byłem testerem. Przecież sporo osób, w tym wiele z autorytetem w tym biznesie, twierdziło, że byłem najtrudniejszym przeciwnikiem dla Wildera. Z wszystkich wypowiedzi Kownacki jedno zdanie jest najczęściej słyszalne: "ja mam mocny cios, a Artur słabą szczękę". - To kolejny dowód na to, że Adam nie wie, co mówi. Tyson Fury też ma słabą szczękę? A przypomnę, że leżał na deskach ze Steve’em Cunninghamem, który nie ma nokautującego ciosu. O czym to świadczy? - W boksie po prostu zdarzają się czysto trafione ciosy, idealnie w punkt, na brodę, które cię wywracają, obojętnie jakim jesteś kozakiem. Zawsze tak było w małych rękawicach. A nieraz uderzenia wyglądają na naprawdę bardzo mocne i faktycznie nie głaskają, ale gdy brakuje im precyzji, to wcale nie sieją spustoszenia. Adam, zobaczymy w walce, jaką ty będziesz miał szczękę. A także, jak jego mocny cios przełoży się na pana odporność. - Dokładnie, w walce uzyskamy kilka kluczowych odpowiedzi. Kownacki liczy, że w ringu pokaże pan charakter i pójdzie z nim na otwarty boks, a wtedy Adam będzie mógł pana przycelować, zwłaszcza prawą rękę. Dlatego, na logikę, powinien pan boksować metodycznie, wykorzystując swoje atuty. - Nie mam problemu z wejściem w wojnę z Adamem. Tyle mogę powiedzieć. Nic mnie przed tym nie zatrzyma. Jeśli będzie chciał się bić, to się pobijemy. Dam kibicom show i pokażę mu, że jego atuty przy moich atutach nie znaczą nic. Tyle że wtedy zagra pan na nutę Kownackiego. Pytanie, czy powinien pan unosić się honorem i iść na wymianę, co wcale nie musi wyjść na zdrowie. - Ja nie powiedziałem, że będę unosił się honorem. Mówię tylko, że nie mam problemu również z takim boksem. Oczywiście mam swoją taktykę, nie będę o niej opowiadał, ale jeśli dojdzie do jakiejś wymiany, nie będę bierny. Czyli wcale nie jest powiedziane, że w pańskim boksie górę będzie brała taktyka, praca na nogach i chłodna głowa, ale również może pan przyjąć warunki twardego boksu, zaproponowane przez Kownackiego? - Jasne, że tak. Sam będzie pan do tego dążył, czy raczej boksował w sposób dla siebie bezpieczniejszy? - Wszystko zobaczycie. Teraz nie będę mówił, co bym chciał, ja po prostu to zrobię. Zmieńmy temat. Jeszcze niedawno mówił pan, że zaprzestaje rozmów o Krzysztofie Zimnochu, twierdząc, że rodak niewiele znaczy bez pana promocji. Natomiast ostatnio jego nazwisko znów wróciło w pana wypowiedziach. Skąd ta nagła zmiana? - Tu nie chodzi o zmianę podejścia. Po prostu usiadłem z moim promotorem, porozmawialiśmy o pewnych rzeczach i doszedłem do wniosku: "czemu nie?". Już dawno nie boksowałem w Polsce, a ponadto wielu moich znajomych i kibiców pisze, że z nikim innym tak bardzo nie chcą mnie zobaczyć, jak właśnie w pojedynku z Zimnochem. Dlaczego więc nie miałbym tego zrobić dla ludzi, którzy mi kibicują? Nagle Zimnoch zacznie zasługiwać na danie mu szansy? - Teoretycznie, jeśli Zimnoch wygra z Joeyem Abellem (9 września w Radomiu - przyp. AG), to podskoczy w rankingach i wtedy taka walka będzie miała sens. Ja też za chwilę wrócę do notowań, bo przecież wypadłem z wysokiego miejsca tylko z powodu nieaktywności. A jeśli Zimnoch przegra? - To wówczas nie ma mowy o naszym pojedynku. Koniec, kropka. W takim, pełnym wrażeń pojedynku, byłby pan w stanie emocje oraz złą krew odłożyć na bok i zaboksować czysto po sportowemu? Czy jednak to niemożliwe, bo między wami nagromadziło się zbyt wiele niesnasek? - Ciężko mi powiedzieć. W sumie na razie nie widzę takiej możliwości, by zaboksować z nim bez emocji. Czyli w ringu iskrzyłoby nieprawdopodobnie? - Pewnie tak (śmiech). A jeśli zdarzy się tak, że przegra pan walkę z Kownackim, zaprezentuje się w niej bardzo słabo, a dodatkowo okaże się, że nokaut z rąk Wildera zostawił trwały ślad w psychice - będzie pan gotowy podjąć decyzję nawet o zakończeniu kariery? - Czegoś takiego w ogóle nie biorę pod uwagę. Na razie mam tylko jeden cel, którym jest wygrana i koniec. A o tym, jak będzie, po tym co pokażę w ringu, będziesz mnie mógł ponownie zapytać po walce. Rozumiem, że w przypadku niepowodzenia, każdy scenariusz, łącznie z tak drastycznym, jest możliwy? - W moim myśleniu nie ma czegoś takiego, jak niepowodzenie. Jednak gdyby, nie daj Boże, coś poszło nie tak, przecież to życie... W tej chwili trzymam się tylko tego, że wygram ten pojedynek. Czy pana plan sprzed kilku miesięcy, by po najbliższej walce wrócić na stałe do Polski, a do Stanów Zjednoczonych wylatywać tylko na przygotowania i walki, nadal jest aktualny? - Nie wiem, teraz nie mam planu. Po walce usiądę z trenerami, promotorami i ustalimy, jakie są zamiary odnośnie mojej przyszłości. Gdyby w niedalekiej przyszłości czekała mnie kolejna walka w Stanach, to pewnie nieco dłużej bym został. Ale w tej chwili to tylko gdybanie, bo decyzja nie zapadła. I na koniec z innej beczki: czuje pan "bluesa" na myśl o walce bokserskiej pomiędzy legendą pięściarstwa Floydem Mayweatherem juniorem, a ikoną mieszanych sztuk walki Conorem McGregorem? - Proszę cię, nie żartuj sobie. Oczywiście z ciekawości zobaczę tę walkę, czy McGregor może sprawić choćby najmniejsze trudności Mayweatherowi. Przecież "na papierze" Floyd zrobi z niego dzieciaka, powinien go ograć z wielką łatwością. Skoro jednak kibice chcą oglądać takie show i jest na to zapotrzebowanie, to ja nie mam z tym problemu. Rozmawiał Artur Gac