Paolini zaczęła w Melbourne od 6:0. I zadziało się na Margaret Court Arena
Jeśli wszystko w Australian Open potoczy się zgodnie z planem, Jasmine Paolini powinna być rywalką Igi Świątek w półfinale Australian Open. Czy jednak będzie, przekonamy się za nieco ponad tydzień. Włoszka efektownie zaczęła pierwszy turniej wielkoszlemowy w Melbourne, na prestiżowym korcie w Margaret Court Arena rozbiła Chinkę Sijię Wei 6:0, 6:4. Trochę jednak ten wynik jest mylący, 21-latka Azjatka mogła tu wyciągnąć znacznie lepszy wynik.
Spośród czterech najwyżej rozstawionych zawodniczek w kobiecej drabince, to Jasmine Paolini trafiła w teorii na najłatwiejszą rywalkę. Trudno bowiem debiutującą w Wielkim Szlemie Sijię Wei porównać do mistrzyń w tych najważniejszych turniejach: Sloane Stephens (Sabalenka), Kateriny Siniakovej (Świątek) czy Sofii Kenin (Gauff).
A Paolini, przynajmniej zdaniem bukmacherów, z tego grona ma najmniejsze szanse na trofeum w Melbourne. Choć pamiętajmy: to finalistka szlemów w poprzednim roku, choć akurat obu na innych nawierzchniach niż korty twarde.
Australian Open. Jasmine Paolini lepsza od Wei. 16 niewymuszonych błędów Chinki w pierwszym secie
21-letnia Sijia Wei dostała się do głównego turnieju przez kwalifikacje, ta sztuka udała się jej pierwszy raz w karierze. Próbowała już cztery razy w poprzednim roku, najbliżej była właśnie w Melbourne, bo w finale zatrzymała ją Brenda Fruhvirtova. Ta sama, którą teraz wyeliminowała na podobnym etapie Maja Chwalińska.
Reprezentantka Chin, grała ostatnio w narodowych barwach w Billie Jean King Cup, zresztą przeciwko Belgii prowadzonej przez Wima Fissette'a, doczekała się w tym debiucie wyjątkowego wyróżnienia, bo takim jest możliwość gry na Margaret Court Arena - drugim co do rangi obiekcie w Melbourne Park. Oczywiście nie z uwagi na swoje dokonania, jest zawodniczką z drugiej setki rankingu. Ale z uwagi na miejsce w świecie Paolini, którą prawdziwe wyzwania dopiero czekają - tak w singlu, jak w i deblu.
I chyba to miejsce oraz fakt, że pierwszy raz w karierze grała z rywalką z TOP 10 sprawiły, że Wei popełniała błędy w najważniejszych momentach, kluczowych w poszczególnych gemach. Pierwszą partię przegrała bowiem w 30 minut 0:6, ale ten wynik jest trochę mylący. Sama miała dwie szanse na przełamanie Paolini, Włoszka odpowiedziała jednak raz asem, a raz kapitalną akcją. Jakby w tych momentach zagrożenia się mocniej sprężała. Podobnie było i w trzecim gemie, gdy Chinka sama obroniła break pointy, a za chwilę miała dwie szanse na kontaktowy punkt. I znów się na niego nie załapała.
Paolini wygrała pewnie, ale momentami była jakby trochę rozkojarzona. Jak choćby na początku drugiego seta, gdy Chinka bardzo pewnie wygrywała swoje gemy serwisowe, a miała i szanse na przełamanie w dwóch gemach faworytki. Wedy Paolini grała jak finalistka Wimbledonu, momentalnie przejmowała inicjatywę i pozbawiała rywalkę złudzeń. Tym razem do wygrania seta wystarczyło jej jedno zwycięstwo w gemie serwisowym rywalki, na 3:2. Później kontrolowała sytuację, choć momentami zastanawiała się po returnach Chinki, gdzie jest piłka. Inna sprawa, że drugi serwis Paolini był często kiepski, zwłaszcza w pierwszym secie.
W drugiej rundzie Włoszka zagra z Amerykanką Taylor Twonsend lub Meksykanką Renatą Zarazuą.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje