Abstrahując od tego czym kieruje się prezes Cezary Kulesza, to wywoływanie konfliktu pod tytułem "gdzie jest dom reprezentacji Polski", granie na emocjach kibiców jest - delikatnie mówiąc - bardzo nie na miejscu. PGE Stadion Narodowy w Warszawie został wybudowany nie tylko po to, by zostały na nim rozgrane mecze mistrzostw Europy w 2012 roku, ale żeby służył najważniejszej z piłkarskich drużyn. Ten stan utrzymuje się już od kilkunastu lat, wszyscy przyzwyczaili się do tego miejsca, stał się jednym z symboli tej drużyny. Próba deprecjonowania tego jest pozbawiona sensu. Najładniejszy stadion w kraju miałby pójść w odstawkę - wielka gra, którą próbuje rozgrywać Kulesza, to brak szacunku i myślenie o własnych interesach, a nie o tym, co jest dobre dla polskiej piłki. Z całym szacunkiem do historii piłki nożnej, która rozgrywała się na Stadionie Śląskim w Chorzowie, ale to jest historia. Nie uwierzę, że PZPN musi dokładać do organizacji spotkań reprezentacji w Warszawie, skoro dochód ze sprzedaży biletów na każde spotkanie (zazwyczaj trybuny są pełne), to kwota ok. 5-6 mln złotych. Na co dzień obiekt jest utrzymywany przecież nie przez PZPN, a przez władze stołecznego miasta. Tego typu sztuczna burza nie służy też piłkarzom. Wiemy, że atmosfera w i wokół tej kadry, odkąd władzę w PZPN przejął Kulesza, który następnie mianował selekcjonerem Michała Probierza, jest daleka od idealnej. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że niektórzy piłkarze są zniesmaczeni standardami związku i organizacją. Medialna burza na temat miejsca rozgrywania zbliżających się występów eliminacyjnych do mundialu na pewno nie pomaga, a może tylko jeszcze bardziej zamieszać w głowach zawodników. To, że dwa miesiące przed meczami o punkty ani prezes, ani zarząd nie potrafią (czy raczej nie chcą) zdecydować, gdzie grać i żonglują tą kwestią dla swoich własnych celów, nie daje świadectwa profesjonalizmu i nie pokazuje poważnego podejścia do kwestii związanych z narodową drużyną i generalnie do polskiej piłki. To kolejny przykład, który świadczy o bałaganie w tej organizacji. Skoro mowa o decyzjach podejmowanych przez PZPN, to po raz kolejny wróciła kwestia przepisu o młodzieżowcu. Decyzja jest taka, że nie będzie już obowiązku wystawiania młodych zawodników pod groźbą finansowej kary w razie niespełnienia wymaganego limitu. Kluby natomiast będą nagradzane, jeśli będą promować wychowanków. Jest to jedyna rozsądna decyzja, którą można było podjąć w tej sprawie. Wolny rynek charakteryzuje się tym, że właściciele i prezesi klubów muszą mieć prawo decyzji o kształcie swojego zespołu. Promowanie młodzieży może wychodzić z PZPN w formie zachęty, a nie przepisów nakazujących, bo w praktyce zawsze znajdzie się sposób, by ten przepis obejść, albo zminimalizować karę. Oczywiście, w naszych warunkach szefowie klubów powinni zdawać sobie sprawę, że w dłuższej perspektywie, wychowywanie i wprowadzanie do pierwszego zespołu młodych piłkarzy musi się opłacić. Trzeba wykazać w tym obszarze trochę cierpliwości. PZPN podjął więc dobrą decyzję, ale znowu robił to tak powoli i w sposób wyrachowany, żeby pamiętano o jego "osiągnięciach" na Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym, które związek zapowiedział na 30 czerwca. Cezary Kulesza zapewne chce po prostu zostawić dobre wrażenie i zatrzeć niesmak, który pozostał po wynikach kadry w ostatnich kilkunastu miesiącach, o innych mniejszych i większych aferach i aferkach nie wspominając... To klasyczne, znane z poprzedniej epoki, malowanie trawnika na zielono.