W piątek w Herning Polacy mieli ogromne problemy z agresywną obroną rywali z Czech. Już w pierwszych 10 minutach bośniaccy sędziowie wyrzucili z boiska sześciu zawodników, a nasz skrzydłowy Marek Marciniak zobaczył czerwoną kartkę. Do końca tego spotkania było też jeszcze sześć kar, w tym czerwona kartka, ale nadal mocna defensywa brała górę nad ofensywą. Polacy zaś niemal przez cały czas gonili rywali, długo tracili nawet trzy bramki. Aż w końcu dogonili, a w ostatniej minucie było 19:18 dla drużyny prowadzonej przez Marcina Lijewskiego. Czesi wyrównali na 15 sekund przed końcem, Polacy zaś nie zdołali oddać celnego rzutu. Skończyło się na 19:19. Po dwóch kolejkach Polacy mają jeden punkt, Czesi dwa, ale czeka ich jeszcze mecz z Niemcami, teoretycznie najmocniejszą drużyną w grupie. Awans Biało-Czerwonym da na pewno zwycięstwo w niedzielę (godz. 15.30) ze Szwajcarią. Choć ostatecznie będzie to wiadome po zakończeniu piątkowego starcia Niemców ze Szwajcarami. Artur Siódmiak nie zostawił suchej nitki na poziomie meczu. Choć sam był szefem drużyny w defensywie Mecz Polaków w Herning był bardzo emocjonujący, ale - niestety - daleki od bardzo dobrego, jeśli mówimy o poziomie. Wszystko za sprawą defensywy, na którą postawiły oba zespoły, choć to domena głównie Czechów. Nasz zespół, w turnieju 4 Nations Cup, ale także w starciu z Niemcami, pokazał już, że potrafi grać dobrze w ofensywie. Po spotkaniu, w studiu Viaplay, bardzo surowo ocenił jakość gry Artur Siódmiak, legendarny obrotowy reprezentacji Polski. Zauważył jednak, że po prostu Czesi bazują na mocnej obronie w środkowej strefie, wykorzystywali brak w naszym zespole gracza z lewą ręką na prawym rozegraniu zagęszczali środek. Trener reprezentacji Polski Marcin Lijewski przyznał, że jego zespół raz był w piekle, raz w niebie - i tak na przemian. I choć przed kamerą Viaplay przyznał, że nie jest to wymarzony wynik, to nazwał go jednak "zwycięskim remisem". - To nie było spotkanie, a wojna i wynik 19:19 mówi chyba wszystko. Spodziewaliśmy się tego, Czesi tak grają. Tyle że w pierwszej połowie popełniliśmy za dużo błędów. Było za pasywnie, graliśmy w poprzek, jakbyśmy się bali. Tylko czego? W drugiej było już lepsze granie, odważne, mogliśmy nawet wygrać - ocenił Lijewski. Później też powiedział, w czym tkwiły problemy jego zespołu. - Bolą mnie sytuacje, w których nie trafialiśmy sam na sam. A było ich dużo. To nas cholernie dużo kosztuje. Mamy zespół jaki mamy i musimy naprawdę dużo pracy włożyć, by stworzyć sobie pozycje. Nie można tak ich marnować. Bohaterem Polaków bramkarz, który nie łapie się do kadry mistrza Polski w Lidze Mistrzów. Prowadzonego przez... selekcjonera Czechów Bohaterem polskiej ekipy był w tym spotkaniu bramkarz Orlenu Wisły Płock Marcel Jastrzębski. Wszedł na boisko pod koniec pierwszej połowie, bo Adam Morawski spisywał się kiepsko (2 obrony przy 12 rzutach). Sam zaś zagrał na kosmicznym poziomie, zatrzymał osiem z 16 rzutów Czechów. I co ciekawe, zrobił to w starciu z zespołem prowadzonym przez Xaviera Sabate, czyli jego klubowego trenera w Płocku. Tam zaś Jastrzębski gra tylko w Orlen Superlidze, w Lidze Mistrzów Hiszpan wystawia Viktora Hallgrimssona oraz weterana Mirko Alilovicia. To dziwne, zwłaszcza w przypadku 39-letniego Chorwata, bo w poprzednich sezonach Jastrzębski ratował skórę "Nafciarzom" w tych elitarnych rozgrywkach. - Marcel zagrał bardzo dobre spotkanie. Miał bardzo dobrą motywację - powiedział po spotkaniu Lijewski. Delikatnie wbił tu szpilkę w osobę selekcjonera Czechów i jednocześnie trenera mistrza Polski z Płocka. - Mecz nie układał się po naszej myśli, ale fajnie, że udało się pomóc - powiedział z kolei Jastrzębski.