10 asów Linette na starcie w Miami. Ćwierćfinalistka Australian Open zaskoczona
Magda Linette jako pierwsza z reprezentantek Polski przystąpiła do zmagań w głównej części zmagań WTA 1000 Miami Open. I był to początek wymarzony. Poznanianka nie miała może optymalnego losowania, bo Anastazja Pawluczenkowa zachwyciła w tegorocznym Australian Open, dotarła w Melbourne do ćwierćfinału. Później jednak miała problemy zdrowotne, wycofała się z Indian Wells. A na Florydzie też nie pokazała nic wielkiego, poznanianka po raz drugi w tym roku pokonała ją, tym razem 7:6 (3), 6:2.

Nie jest to może wymarzony sezon Magdy Linette, ale nie jest też - jak dotąd - zły. W rankingu Race poznanianka zajmuje 44. miejsce, nieco niższe niż w tym normalnym. Do rozstawienia w takim turnieju jak WTA 1000 w Miami trochę jednak brakuje, stąd 33-latka jako pierwsza z reprezentantek Polski musiała rozpocząć zmagania na Florydzie. Magdalena Fręch, Iga Świątek, a w męskiej części rywalizacji także i Hubert Hurkacz, ruszą do boju pod koniec tygodnia.
Linette Florydę lubi, tu ma swoją bazę treningową poza sezonem, podobnie zresztą jak wiele czołowych tenisistek świata. Nie osiągała tu wielkich sukcesów, choć grała już dwa lata temu w czwartej rundzie (przegrała z Jessicą Pegulą), a w 2016 roku w trzeciej (przegrała z Wiktorią Azarenką).
I choć niedawno zeszła z kortu jako zwyciężczyni po starciu z Anastazją Pawluczenkową, to bukmacherzy większe szanse w Miami dawali jednak Rosjance.
WTA 1000 Miami Open. Magda Linette kontra Anastazja Pawluczenkowa. Znakomity początek reprezentantki Polski
Była w tym logika, bo przecież zawodniczka starsza od Polki o niecały rok, fantastycznie spisała w Melbourne, dotarła do ćwierćfinału, tam wygrała seta z Aryną Sabalenką i solidnie postraszyła Białorusinkę. Później miała jednak problemy, w Abu Zabi skreczowała właśnie w starciu z Linette, mimo że pierwszą partię wygrała 7:5. W trakcie drugiej zrezygnowała, wycofała się z Dohy, spróbowała jeszcze sił w Dubaju, bez powodzenia. A później oznajmiła, że od zmagań w Australii zmaga się z infekcją wirusową, co też spowodowało absencję w Indian Wells.
I to właśnie była szansa dla Linette - brak ogrania rywalki, wracającej do zmagań WTA po dłuższej przerwie.
Polka świetnie zaczęła to spotkanie, wykorzystała brak ogrania rywalki, od razu ją przełamała. Odskoczyła, ale z każdym kolejnym gemem Pawluczenkowa spisywała się coraz lepiej. Wykorzystywała każdą okazję do ataku, każdy słabszy drugi serwis Magdy. To Rosjance coraz łatwiej przychodziło wygrywanie własnych gemów serwisowych, a Polka się trochę jednak męczyła. Mimo wszystko przepychała jakoś kolejne punkty, miała minimalną przewagę. I tak dotrwała do stanu 5:4.
Ten dziesiąty gem nie okazał się ostatnim w pierwszym secie, ale liczba wahnięć nastrojów w nim była większa niż we wszystkich poprzednich. Pawluczenkowa wygrała trzy pierwsze akcje, miała trzy break pointy na 5:5. I wtedy Magdzie z pomocą przyszedł serwis, albo posyłała asy, albo świetnie zagrywała na ciało rywalki. Linette miała trzy szanse na wygranie tego seta 6:4 - i wtedy podanie ją zawodziło. A Pawluczenkowa z kolei dołożyła jeszcze trzy break pointy - i tego ostatniego wykorzystała. Mimo znakomitej defensywy Polki i cudownego loba rozpaczy w końcową linię, gdy w teorii nie miała już szans na obronę smecza rywalki. Pawluczenkowa zaś się cofnęła i znów ryzykownie zaatakowała. Trafiła, wyrównała na 5:5.
Polka też ryzykowała, musiała grać odważnie, nie zostawiać pola Rosjance. Było to widać przy serwisie, bo z jednej strony Linette do tie-breaka zaliczyła siedem asów, a z drugiej - sześć podwójnych błędów. Do tego 13. gema jednak doprowadziła, choć z trudem.
Pawluczenkowa grała w tym roku trzy tie-breaki, wszystkie wygrała. A Linette miała bilans 1:1.
Tyle że ta statystyka nie miała znaczenia, Rosjanka decydującą rozgrywkę przegrała 3-7. Polka świetnie serwowała, biegała, nawet dropszot Anastazji nie okazał się dla niej większym wyzwaniem.
Udany początek WTA 1000 w Miami dla Magdy Linette. Poznanianka zaskoczyła doświadczoną Rosjankę
Linette była więc w połowie drogi do awansu, pozostało jeszcze postawić ten drugi krok. Często dużo trudniejszy, ale przecież można się było spodziewać, że Rosjanka wraz z upływem czasu zacznie jednak słabnąć. I ta długa przerwa oraz efekt leczenia znajdą potwierdzenie w jej grze na korcie.
I tak było, Rosjanka zaczęła słabnąć. A Polka grała mądrze taktycznie, choć wciąż odważnie. Kluczowy był czwarty gem, przy prowadzeniu Linette 2:1. Pawluczenkowa prowadziła 40-15, później miała trzecią okazję na skończenie tego gema. I też Linette wyszła z tego obronną ręką. A swoją pierwszą szansą na przełamanie od razu wykorzystała.
I już cierpliwie, do samego końca kontrolowała spotkanie. Nie było powtórki z pierwszej partii, z tego niesamowicie długiego 10. gema. Tym razem Magda domknęła sprawę szybciej, przy podaniu rywalki. Wygrała 6:2, awansowała.
W drugiej rundzie zmierzy się na rozstawioną z "18" inną Rosjanką - Jekateriną Aleksandrową.
Więcej na ten temat
Zobacz także
- Polecane
- Dziś w Interii
- Rekomendacje