Skończyło się dreptanie i bezsilność, którymi nasi piłkarze na MŚ w Rosji doprowadzali kibiców do szału. Wróciła waleczności i lwi, to znaczy orli pazur. 1-1 w Bolonii to dopiero drugi remis, jaki udało nam się uzyskać z Italią na wyjeździe w meczu o punkty. Ten pierwszy miał miejsce w zamierzchłych czasach - w kwietniu 1975 r. i 0-0 w eliminacjach do ME. Mateusz Klich zanotował kilka strat, ale w ofensywie oferuje znacznie więcej niż inni dotychczasowi pomocnicy Grzegorza Krychowiaka w zabezpieczaniu środka. Arkadiusz Reca był do tego stopnia przebojowy, że aż dziw bierze, że nie dostał szansy, choćby w meczach towarzyskich w poprzednim rozdaniu. Przecież do momentu cofnięcia ze skrzydła Macieja Rybusa mieliśmy stałe problemy z lewą obroną, które doraźnie rozwiązywał prawonożny Artur Jędrzejczyk. Reca został raz minięty przez Bernardeschiego, który skierował później piłkę w obok słupka, ale większość pojedynków wygrał. Dojrzale wypadł Bartosz Bereszyński, który był bodaj najbardziej zapracowanym piłkarzem na boisku, bo Włosi, na czele z Lorenzo Insigne dwoili się i troili, by stworzyć zagrożenie właśnie lewą flanką, którą zabezpieczał "Bereś". Szczwany lis Roberto Mancini, widząc, że polski prawy defensor traci sporo energii, wpuścił na niego świeżego skrzydłowego - Federico Chiesę. Widząc to, zareagował dowódca naszej obrony narodowej Kamil Glik i polecił Rafałowi Kurzawie udzielenie większego wsparcia dla Bartosza. Tym, którzy wybrzydzają na utratę prowadzenie i dwóch punktów, na dodatek po kontrze, warto przypomnieć kilka faktów. Nie tylko ten, że przed meczem, po nieudanym mundialu, jakikolwiek punkt wywalczony w Bolonii, przyjęlibyśmy entuzjastycznie. Również to, że wystąpiliśmy z trójką piłkarzy, którzy mają wielkie kłopoty z przebiciem się w klubach: Recą, Jakubem Błaszczykowskim, Rafałem Kurzawą. I najważniejsze jest to, że żaden z nich nie był hamulcowym. Mali ludzie wytykają selekcjonerowi Brzęczkowi, że po znajomości stawia na "Błaszcza". Oczywiście, Kuba popełnił błąd, prokurując rzut karny. Źle ocenił sytuację. Atakował piłkę wślizgiem, by wygarnąć ją Chiesy, bo nie zauważył, że z asekuracją pędzi Bereszyński. Takie błędy się zdarzają w ferworze walki. Najważniejsze jednak, że Błaszczykowski jest nie tylko jednym z liderów zespołu, ale też dobrym duchem. Mobilizował, doradzał szczególnie młodszym kolegom jak się ustawić. To ciekawe, że w polskim środowisku wietrzymy w stawianiu na Błaszczykowskiego nepotyzm. Tymczasem włoscy dziennikarze przed meczem dopytywali Jerzego Brzęczka, jak bardzo Kuba jest mu pomocny. Myślenie pozytywne - tego nam często brakuje. Czy lepiej byśmy się czuli, gdyby "Błaszczu", po nieudanym mundialu zrezygnował z kadry, bez względu na to, że wielkiego bogactwa na skrzydłach nie mamy? Najważniejsze, że trener Brzęczek, choć pewnie nie jest mu z tym łatwo, nie zważa na głosy krytykantów stawiania nie tylko na Kubę, ale i innych, np. Recę. - Dla mnie liczy się tylko interes kadry, a nie komentarze środowiska - podkreśla selekcjoner. Brzęczek szybko uzyskał wsparcie liderów kadry we wprowadzaniu świeżej krwi. Robert Lewandowski, Grzegorz Krychowiak, Kamil Glik, Łukasz Fabiański to od lat uznane marki nie tylko polskiej, ale światowej piłki. Wszyscy oni z otwartymi ramionami witają młodych wilczków, choć przed nimi jeszcze sporo nauki. I o to chodzi. Na dodatek okazuje się, że mamy wcale niemałe rezerwy. Na ławce rezerwowych w Bolonii czekali i się nie doczekali: Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Widząc strzały na wiwat Maria Balotellego pomyślałem, że Roberto Mancini któregoś z naszych rezerwowych napastników, o ile nie obu, wziąłby pewnie do pierwszego składu. A przecież butów na kołku jeszcze nie zawiesił Kamil Grosicki, który po perypetiach z niedoszłą zmianą klubu może wrócić jeszcze mocniejszy. Remisując w Bolonii Jerzy Brzęczek i jego wybrańcy dali impuls do przełamania marazmu w polskiej piłce, w jaki popadła po MŚ oraz klęskach najlepszych klubów w eliminacjach do Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Iskierka zapalna już jest. W następnych występach "Biało-Czerwoni" powinni ją rozdmuchać. Z Bolonii Michał Białoński