Real Madryt od początku tego sezonu nie jest w stanie wejść na dłużej na odpowiednie obroty. Poszczególne połowy, czy nawet mecze są udane, ale brakuje w tym wszystkim bardzo regularności. W związku z tym od listopadowej porażki z AC Milan w Lidze Mistrzów dość regularnie pisze się w hiszpańskich mediach o zagrożonej pozycji Carlo Ancelottiego. Włoch nieco uspokoił nastroje wokół swojej osoby, ale wciąż gra drużyny niepokoi kibiców "Królewskich". Osiem rzutów karnych w finale Szymona Marciniaka. Paulo Sousa z pucharem Podobnie jest także, jeśli chodzi o pozycję w Lidze Mistrzów. Tam Real właściwie walczył o życie w ostatnim meczu z włoską Atalantą. Zespół dowodzony przez Ancelottiego wygrał ten mecz szóstej kolejki Ligi Mistrzów i zapewnił sobie nieco spokoju na zimę. Zdecydowanie lepiej sytuacja prezentuje się w rozgrywkach ligowych, co jeszcze na początku listopada wydawało się praktycznie niemożliwe. Wówczas bowiem "Los Blancos" mieli aż dziewięć punktów straty do liderującej FC Barcelona. Real Madryt zremisował z Rayo Vallecano. Rozczarowanie "Królewskich" Pomyłki zespołu Hansiego Flicka na przestrzeni ostatnich sześciu tygodni otworzyły Realowi szansę na wrócenie do walki o mistrzostwo, a ekipa prowadzona przez włoskiego szkoleniowca prawie perfekcyjnie tę okazję wykorzystała. Do meczu 17. kolejki z Rayo Vallecano Real podchodził bowiem z jednym zapasowym spotkaniem do rozegrania oraz startą dwóch punktów. W małych derbach Madrytu na szali leżały więc trzy punkty oraz pozycja lidera. To spotkanie "Królewscy" rozpoczęli bez Viniciusa Juniora, który w środku tygodnia poprowadził zespół do wygranej w Lidze Mistrzów, a dodatkowo brakowało też Kyliana Mbappe. Pierwsza połowa przyniosła ze sobą mnóstwo emocji i prawdziwą karuzelę nastrojów, na którą wrzuceni zostali piłkarze z Santiago Bernabeu. Już w czwartej minucie bowiem Thibaut Courtois musiał wyciągać piłkę z własnej bramki po strzale głową Lopeza. W 36. minucie rywalizacji po dobrze wykonanym rzucie rożnym na 2:0 podwyższył Mumin i wówczas wydawało się, że "Królewscy" są wręcz stłamszeni. Szybko się jednak z tego otrząsnęli. Hiszpanom brak jednomyślności. Delikatna sytuacja Roberta Lewandowskiego Proces powrotu do meczu rozpoczął się za sprawą Federico Valverde. Urugwajczyk dostał trochę wolnego miejsca przed polem karnym i w tradycyjnym dla siebie stylu tę przestrzeń wykorzystał. Fede bez zawahania kopnął w stronę bramki, a piłka zatrzepotała w siatce. Jeszcze przed przerwą doskonałe dośrodkowanie Rodrygo w pole karne wykorzystał Jude Bellingham. Anglik głową skierował piłkę do siatki do przerwy mieliśmy remis, z którego goście musieli się cieszyć. Druga połowa rozpoczęła się w sposób znakomity dla Realu Madryt. Stało się tak za sprawą Rodrygo, który rozgrywał bardzo dobre spotkanie. Brazylijczyk odnalazł swoje miejsce na wysokości 16. metra od bramki i kopnął bez zastanowienia. Piłka odbiła się od obrońcy i przelobowała golkipera. Rayo na tego gola odpowiedziało bardzo szybko, a konkretnie zrobił to Isi Palazon. Hiszpański skrzydłowy trącił piłkę, która zmierzała w pole karne i pokonał Courtois. Niedługo później Realowi Madryt prawdopodobnie należał się rzut karny, ale sędzia pozwolił grać dalej mimo wyraźnego kopnięcia Viniciusa, który wszedł z ławki. Ostatecznie więcej goli nie zobaczyliśmy i mecz zakończył się remisem 3:3. Real jest już tylko jeden punkt za FC Barcelona, ale "Blaugrana" swój mecz rozegra jutro.