Udało się. Stal Gorzów ugasiła największy pożar. Oznacza to, że start gorzowskiego zespołu w PGE Ekstralidze nie jest zagrożony. Przed działaczami jednak nadal trudna, kręta droga. Muszą wyprowadzić finanse na prostą, a to do najłatwiejszych działań nie należy. Wydoił z nich pełno kasy Jedną z przyczyn tak ogromnego zadłużenia są ogromne stawki dla zawodników. Stal jechała ponad stan, czyli dawała więcej, niż mogła. Martin Vaculik czuł się szczególnie jak pączek w maśle. Znalazł się w samej czołówce ligi pod względem zarobków. Z audytu wiadomo, że Martin Vaculik otrzymał kasę na poziomie 3,333 mln złotych. To ogromna kwota. Dostał nawet niespełna 200 tysięcy mniej od Andersa Thomsena. Ze Stali wyciągnął górę złota, ale nie ma co zawodnikowi mieć tego za złe. To nie jego wina, że poprzedni działacze nie potrafili pilnować finansów. Skorzystał z okazji, ale swoje jechał, bo wyników mu odmówić nie można. Znowu zarobi gigantyczną kasę. Potem odejdzie bez żalu? Wiadome jest to, że Stal w przyszłym roku wyda o około 1,8 mln mniej na pensje zawodników, niż w sezonie 2024. Z Martinem Vaculikiem i Andersen Thomsenem natomiast wynegocjowano obniżkę kontraktów. To i tak ma pozwolić Słowakowi zarobić około trzy miliony złotych. Z nieoficjalnych źródeł słychać, że przyszły rok będzie ostatnim dla lidera drużyny w Stali. 34-latek niemal na pewno trafi do Orlen Oil Motoru Lublin. To będzie hit transferowy, a na pożegnanie działaczom ma wystawić faktury na około trzy miliony złotych. Bo około tyle zarobi w sezonie 2025. To by było odejście bez żalu. Gdy do transferu dojdzie, to ponownie będzie jeździł w drużynie ze swoim przyjacielem, Bartoszem Zmarzlikiem.