Partner merytoryczny: Eleven Sports

110 lat temu urodziła się Halina Konopacka

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij

110 lat temu, 26 lutego 1900 roku, w Rawie Mazowieckiej urodziła się Halina Konopacka. Jako pierwsza z Polek i Polaków zdobyła złoty medal olimpijski. 31 lipca 1928 roku wygrała w Amsterdamie deszczowy konkurs rzutu dyskiem rekordem świata 39,62 m.

Zmarła 28 stycznia 1989 roku w Daytona Beach na Florydzie. 18 października 1990 roku urna z prochami sławnej Polki spoczęła na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie. W piątek w południe, rodzina oraz delegacje Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Polskiego Związku Lekkiej Atletyki złożą kwiaty na grobie Haliny Konopackiej.

Kibice znają zapewne jej wyczyny, ale mało kto wie, że ta przystojna, wysoka i silna kobieta była wszechstronnie utalentowana, nie tylko sportowo.

Ze swą koronną konkurencją zapoznała się przypadkiem. Pewnego razu przyszła na stadion i zachęcona przez kogoś wzięła dysk do ręki. Rzuciła nim dalej niż wynosił ówczesny rekord Polski.

Ale nie tylko zajmowała się lekkoatletyką. Uprawiała, i to z powodzeniem, liczne sporty, letnie (tenis, pływanie, koszykówka) i zimowe (narciarstwo), a także automobilizm. Pisała wiersze i malowała. Była uwielbiana przez kibiców i znawców literatury oraz kobiecej urody. W Amsterdamie została miss igrzysk.

W rzucie dyskiem przez lata nie miała sobie równych. Dopiero w 1931 roku oddała palmę pierwszeństwa młodszej Jadwidze Wajsównie. 56 razy ustanawiała rekordy Polski, nie tylko w rzucie dyskiem, ale też w pchnięciu kulą, rzucie oszczepem. Zdobyła 26 tytułów mistrzyni kraju.

W 1928, w tym najszczęśliwszym - jak sama przyznawała - roku jej życia, wyszła za mąż za pułkownika Ignacego Matuszewskiego, dyplomatę, ministra skarbu RP (1929-31). We wrześniu 1939 roku, wraz z mężem, inicjatorem akcji, ratowała przed hitlerowcami tony złota ze skarbca Banku Polskiego. Przewoziła je, osobiście kierując jedną z ciężarówek, przez Rumunię, Liban, do Francji.

Za miarę jej talentu pisarskiego niech posłuży własna relacja z pamiętnego dnia zwycięstwa olimpijskiego, opublikowana w czasopiśmie "Stadjon":

Mój dzień zapowiadał się nieszczególnie. Od rana padał deszcz. Oślizgły dysk, miękkie koło, zimno, wiatr, to niedobry prognostyk. Jedyne moje atuty - chęć zwycięstwa - chęć tak wielka, że prawie pewność... Z szatni przez długi tunel wychodzę na boisko. Dopiero teraz widzę przytłaczającą potęgę stadionu... Z trudem odnajduję biało-czerwone chorągiewki na trybunach, wśród rozkołysanego tłumu widzów. Z trudem tylko słyszę okrzyki "Polska!, Halina!" i czuję, że ci ludzie proszą, dopominają się o hymn i sztandar.

Jestem ogromnie podniecona. Moja mała, biało-czerwona chorągiewka z boiska musi wyrosnąć w wielki sztandar i zawisnąć najwyższym maszcie. Nie wiem, czy któraś z konkurentek przystępowała do rzutów z tak mocnym postanowieniem zwycięstwa. Wreszcie rzucam. Już pierwszy rzut przekonywa mnie, jak bardzo "chcę", pomaga do "mogę". Zwyciężyłam i nie miałam siły cieszyć się ze zwycięstwa. Widziałam, jak cieszą się wszyscy wokoło mnie, oszałamiały mnie serdeczne uściski dłoni, zewsząd płynące objawy sympatii, swoich i obcych, i te powodzie kwiatów, kwiatów" - wspominała ten dzień.

Po wojnie Halina Konopacka znalazła się na emigracji. Po wielu perypetiach (aresztowanie męża w Hiszpanii) w 1941 roku dotarli oboje do Nowego Jorku. Po śmierci Matuszewskiego (1946) powtórnie wyszła za mąż, za Jerzego Szerbińskiego. Znowu została wdową (1959) i przeniosła się na Florydę. Tam rozwinął się jej talent malarski. Malowała głównie kwiaty, jakby miała wciąż w pamięci te z Amsterdamu.

Po wojnie tylko trzy razy odwiedziła Polskę. Tęsknotę za krajem wyrażała w licznych wierszach. Oto fragmenty jednego z nich, zatytułowany "Podróże":

Marzyłam o Paryżu, Rzymie, Neapolu/ Nieba bardziej głębokie, srebrniejsze księżyce.../ Później już, wśród ogrodów i fontann Wersalu/ Kłamałam mimo woli drżącymi wargami/ Jak w malutkich Koluszkach na ogromnym balu,/ kiedy w tłumie - pamiętasz ? - zostaliśmy sami./ Mijają dni i miasta i coraz ich więcej/ Coraz śmieszniejsze pamięć przechowuje rzeczy/ Wiem, że Rzym ma mieszkańców siedemset tysięcy,/ a Gdańsk biciem kurantów chore serca leczy.../Plączą, wiją się szlaki wzdłuż i w poprzek krajów/ Wagon leci przez ciemność płonącym zarzewiem/ I szukam drogowskazu na każdym rozstaju/ Bo wiedziałam, jak odejść, lecz jak wrócić - nie wiem.

INTERIA.PL/PAP

Lubię to
Lubię to
0
Super
0
Hahaha
0
Szok
0
Smutny
0
Zły
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz na stronie błąd?Napisz do nas
Dołącz do nas na:
instagram
  • Polecane
  • Dziś w Interii
  • Rekomendacje