Bezpośrednio po niedzielnym etapie na Passo Pordoi mówił pan, że nie odczuwa zmęczenia i że dzień przerwy w wyścigu nie jest panu potrzebny... Rafał Majka: - To było wczoraj, gdy działała jeszcze adrenalina. Dziś czuję zmęczenie. Sześć godzin jazdy na rowerze, w słońcu, po wysokich górach, a w końcówce podkręcanie tempa przez moją ekipę, to wszystko dało w kość. Teraz odpoczywam. Po południu pojadę tylko na krótki trening. Przewaga, którą pan posiada - cztery sekundy nad Kolumbijczykiem Sergio Henao, sześć nad Christophe'em Riblonem i niewiele więcej nad kilku innymi konkurentami - nie daje panu komfortu. - Oczywiście, nie mam komfortu. To niewielka przewaga i mogę stracić żółtą koszulkę nawet jutro na etapie do Rzeszowa. Codziennie najaktywniejszy kolarz może zdobyć 30 sekund bonifikaty w nowej klasyfikacji Race Appeal. Myśli pan o tym, aby w ten sposób powiększyć dystans nad konkurencją? - Chcę jak najdłużej utrzymać żółtą koszulkę. Jak się da, to do ostatniego etapu - jazdy indywidualnej na czas. Ale muszę też myśleć o powiększeniu przewagi i spróbuję na etapie wokół Bukowiny Tatrzańskiej. Wyścig jest bardzo ciężki do kontrolowania, tym bardziej że w drużynie jedzie tylko sześciu zawodników. Stał się pan w Tour de Pologne niekwestionowanym liderem ekipy Saxo-Tinkoff? - Nie do końca. Szósty w klasyfikacji jest Duńczyk Chris Anker Soerensen i nie wiadomo jak się wyścig ułoży. W tej sytuacji nasza grupa może grać dwoma asami. Moi koledzy wspaniale pracowali na dwóch etapach w Dolomitach, na Passo Pordoi wyciągnęli mnie i Soerensena do przodu. Kogo uważa pan za najtrudniejszego przeciwnika? - Obawiam się najbardziej Kolumbijczyka Henao i Holendra Weeninga. Szczególnie Weening może być groźny w jeździe na czas. Jak, pana zdaniem, będzie wyglądać wtorkowy etap z Krakowa do Rzeszowa? Pójdzie ucieczka? - Na pewno. Od peletonu odjadą kolarze, którzy mają dziesięć minut straty i więcej. Być może uda im się nawet dojechać do mety. Jeśli tak się stanie, to w to mi graj. Będzie można kontrolować sytuację i zachować koszulkę lidera. Nie przypuszczam, aby atakowali zawodnicy z czołówki klasyfikacji generalnej. Podczas Giro d'Italia, w którym zajął pan siódme miejsce, dobrze pojechał pan na czas, ale trasa prowadziła pod górę. Na zakończenie Tour de Pologne będzie czasówka z Wieliczki do Krakowa po płaskim. Chyba to nie jest pana atut? - Trasa nie jest wcale taka łatwa. W pierwszej części są trzy podjazdy, cały czas góra-dół, a dopiero na ostatnich 12 kilometrach teren płaski. Nie wiem jak będę się czuł w sobotę. Do tego czasu wiele może się zmienić. Jak wyglądała podróż do Krakowa? - Bardzo męcząca. Po etapie jechaliśmy trzy godziny autobusem na lotnisko w Weronie, a potem półtorej godziny lotu do Krakowa. W hotelu byliśmy dziś o pierwszej w nocy. Na trening wybierze się pan do rodzinnych Zegartowic? - Nie. Pojadę potrenować do Wieliczki, na trasę jazdy na czas. Choć te okolice znam już na pamięć. Rozmawiał Artur Filipiuk Rzeszów: We wtorek w centrum miasta duże utrudnienia dla kierowców Utrudnienia w ruchu na drogach krajowych z powodu 70. edycji Tour de Pologne