Co ciekawe, nikt nie udzielił odpowiedzi na pytanie, czy ten koniec świata ma być o godzinie "zero" według czasu dalekowschodniego (dajmy na to Primorskiego Kraju we Władywostoku), środkowoeuropejskiego, a może tego całkiem zachodniego (np. na Alasce)? No i najważniejsze - którego świata koniec to ma być: pierwszego, czy tego trzeciego? Zresztą tych końców świata, tośmy ostatnio niemało przeżyli. Dla Anglików czymś w tym rodzaju była niemożność zamknięcia dachu na stadionie, gdy pada deszcz, za to instalowanie go wtedy, gdy świeci słońce. Dla jednych końcem świata jest nowy kontrakt Messiego - 1,5 mln euro miesięcznie, a dla innych, w całkiem poważnym sensie powrót nowotworu u trenera Tito Vilanowy. Dla innych jeszcze fakt, że ktoś ponoć rozsądny i oszczędny wydaje ponad 3 mln euro za młodego piłkarza z naszej ligi, która wydrenowana z talentów miała być już dawno, a został przecież jeszcze Kuba Kosecki, za którego Legia skasuje niemało. Zatem różne są punkty widzenia tego końca świata. Na przykład znacznie większy szum medialny powstał w marcu, gdy Polska spadła na 75. miejsce w rankingu FIFA, niż ostatnio, gdy w tym o wiele poważniejszym - demograficznym rankingu spadliśmy na 210. pozycję, co w skrócie oznacza, iż jesteśmy narodem na wymarciu. Taki koniec świata Polaka rozłożony w czasie. Nie jedna eksplozja, tylko kilka dekad bez odpowiedniej liczby narodzin dzieci. Prawdziwym końcem świata dla wielu sprytnych i często bezczelnych ludzi, którzy żerowali na polskiej piłce była inna data - 26 października. Zbigniew Boniek kilka postaci odsunął wówczas od koryta. Tak, to był koniec świata dla starego układu Grzegorza Laty, Rudolfa Bugdoła, a nieco bardziej rozłożony w czasie także dla Jerzego Engela. Okres czyszczenia przedpola Zibi ma już za sobą. Teraz ruszy pełną parą do przodu. Co tam ruszy, z odnawianiem wizerunku polskiej piłki ruszył już dawno, ale teraz zacznie wprowadzać reformy rozgrywek juniorskich i systemu szkolenia. Wszystko po to, by spopularyzować uprawianie i oglądanie piłki nożnej. Końcem ważnej ery dla fanów Śląska jest rychłe wycofanie się ze spółki z miastem Wrocław drugiego człowieka wśród najbogatszych Polaków - Zygmunta Solorza-Żaka. W ten sposób polska piłka traci kolejnego zamożnego biznesmena bo Zbigniewie Drzymale, Józefie Wojciechowskim, czy Krzysztofie Klickim. Jeśli zważy się na to, iż najwięksi spośród tych, co zostali - Bogusław Cupiał (Wisła) i Mariusz Walter (Legia) - delikatnie ujmując - nie są entuzjastami topienia w piłkę kolejnych pieniędzy, przyszłość zawodowej piłki w Polsce nie musi być tak różowa, jak głosiły to prognozy sprzed Euro 2012. Koniec świata dla fanów ligi NHL nastąpił już jakiś czas temu, gdy kilku grabiących pod siebie panów zaczęło się kłócić o sposób podziału bagatelnej sumki 3,3 mld dolarów. "Choćbyście nie wiem jak prosili, nie wrócimy już więcej na lodowiska" - ogłasza coraz więcej fanów prowadząc akcje na portalach społecznościowych. - Tak to jest, jak ktoś jest wiecznie nienażarty - mawia mój znajomy Słowak Frantiszek. Dla niektórych komentatorów w Rosji końcem świata było podjęcie się wyzwania pracy z reprezentacją Polski fachowców tej klasy, co Wiaczesław Bykow i Igor Zacharkin. Dzięki nim wyniki, jakie osiąga polski hokej śledzą najwięksi w Europie. Bykow z Zacharkinem tchnęli nowego ducha, wprowadzili nowe standardy pracy w reprezentacji Polski. Efekty w postaci lepszych rezultatów na MŚ muszą przyjść. Bez względu na to, czym dla kogo jest dziś ów koniec świata, życzę Wam wszystkim wesołych świąt. Bez względu na, co to dziś znaczy. Szczególnie pomyślnych tym, którzy pozostają bez pracy. Żebyśmy w przyszłym roku powiedzieli na przykład: "Koniec świata! Polska awansowała na mistrzostwa świata!", albo: "Koniec świata! Polski zespół przebił się do Ligi Mistrzów!". Autor: Michał Białoński