Pokonanie przez Lecha ekipy Djurgardens w dwumeczu, w stosunku 5:0 robi bardzo dobre wrażenie. Wreszcie zobaczyliśmy ekipę mistrzów Polski, która zaprezentowała pełną gamę kolorów: zarówno siłę fizyczną, jak i umiejętności piłkarskie na odpowiednim poziomie. W końcu w europejskich rozgrywkach zagrała polska drużyna, o której możemy powiedzieć znacznie więcej, a nie tylko, że dopisało jej szczęście, bowiem Kolejorz losy awansu wziął w swoje ręce, a nie liczył na łut szczęścia. Aż chce się zawołać: „Można? Można!”.Również po losowaniu nie musimy się zbytnio zastanawiać, czy było ono dla zespołu Johna van den Broma szczęśliwe. Bo ta drużyna mierzyła się już z drużynami na podobnym albo nawet wyższym poziomie niż Fiorentina (choćby Villarreal) i na każdego rywala w tych rozgrywkach powinna teraz patrzeć bez kompleksów. W tych rozgrywkach Lech wszedł po prostu na wyższy poziom i czeka go kolejne, interesujące wyzwanie. Gratulacje!Jestem także pod wrażeniem w odniesieniu do decyzji Fernando Santosa w kwestii powołań do reprezentacji na najbliższe mecze. Za kadencji dwóch poprzednich selekcjonerów mieliśmy do czynienia z wieloma dziwnymi ruchami, które były oprawione w efektowne tłumaczenia. Portugalczyk zaś podjął kilka odważnych decyzji (brak powołań dla Grzegorza Krychowiaka, Kamila Glika czy Kamila Grosickiego), które wytłumaczył bardzo lakonicznie „Po to zostałem tutaj zatrudniony, żeby podejmować decyzje. Nie mam zwyczaju wypowiadać się na temat poszczególnych nazwisk”.I taka argumentacja do mnie przemawia. To też sygnał do wszystkich potencjalnych kadrowiczów – zarówno tych, którzy zostali powołani, jak i tych pominiętych, że nie będzie w tej kadrze miejsca na jakieś personalne układanki, nie będzie miejsca dla towarzystwa wzajemnej adoracji, które ma większy od innych zawodników wpływ na decyzje selekcjonera. Krótko mówiąc: wróciła normalność, wróciła racjonalność, wrócił profesjonalizm. Dla mnie osobiście jedynym piłkarzem, którego obecność na liście powołań lekko zdziwiła jest Karol Linetty. To piłkarz, który za kadencji żadnego selekcjonera nie potrafił pokazać pełni swojego talentu. Jeśli uda się wydobyć ten talent Santosowi, to chapeau bas! Bardzo podobała mi się także odpowiedź Fernando Santosa na pytanie na ile punktów liczy w najbliższych spotkaniach. Portugalczyk stwierdził bez mrugnięcia okiem, że na sześć. I to świadczy o tym, że nie będzie tu żadnego kalkulowania.Na koniec mała refleksja po meczu Ligi Mistrzów między Manchesterem City a RB Lipskiem. Cały świat zachwycał się dokonaniem Erlinga Haalanda, który strzelił pięć z siedmiu goli dla The Citizens. Nie umknął uwadze kibiców fakt, że Norweg był lekko rozczarowany decyzją Pepa Guardioli, który po nieco ponad godzinie gry zdjął napastnika z boiska. Haaland delikatnie dał wyraz temu w jednym z wywiadów mówiąc, że liczył na podwójny hat-trick, ale pięć goli to i tak olbrzymie osiągnięcie. A ja oglądając to spotkanie nie mogłem uwierzyć, że doświadczony trener, jak Guardiola popełnia taką gafę. Haaland miał bowiem szansę aby w tym meczu dokonać wyczynu, który przeszedłby do historii piłki. Trener City obrócił sytuację w żart mówiąc, że nie chciał, by 22-letni zawodnik zbyt wcześnie osiągnął coś tak niesamowitego, że chce pozostawić przed nim wielkie, indywidualne cele, bo inaczej mógłby szybko sukcesami się znudzić. Trudno jest mi zrozumieć ten ruch trenera, którego tak czy inaczej bardzo cenię. Mogę jednak się domyślać, że Norweg w środku buzował się ze złości. Należy mu się szacunek, że nie zrobił z tego afery, bo Pep naprawdę zepsuł coś pięknego i pozbawił piłkarza możliwości wielkiego, historycznego osiągnięcia!