Bokserzy, którzy w tym roku zyskali najwięcej: 1. Andrzej Fonfara (25-2, 15 KO). Z pewnością jeśli chodzi o Polaków, to był jego rok. Bardzo wysokie pozycje w rankingach są efektem spektakularnych zwycięstw, a nie tylko dobrej promocji. Ostatni pojedynek z Samuelem Millerem (26-8, 23 KO) tylko potwierdził, że "Polski Książę" poniżej pewnego poziomu już nie schodzi, może jedynie piąć się w górę. Walka o pas w roku 2014 roku jest niemal pewna, pytanie tylko z kim, a o szansach lepiej na razie nie mówić. 2. Krzysztof Włodarczyk (49-2-1, 35 KO). Nie zdobył więcej ponad to, co ma, ale coś więcej pokazał. Przede wszystkim stoczył dramatyczny bój na obcej ziemi i nie pozwolił sobie odebrać tytułu, a to zawsze budzi szacunek. Spośród wszystkich czempionów w swojej kategorii, od czasu pierwszej walki z Palaciosem broni już pewnie pasa. Ciągle martwi jego mała aktywność, ale przynajmniej wiadomo, kto jest autentycznie mistrzem w wersji WBC, czego nie można powiedzieć o wszystkich federacjach. 3. Krzysztof Głowacki (21-0, 14 KO). Nie stoczył może żadnej walki z jakimś wielkim rywalem, ale na pewno na dobre wyszedł z cienia i ma swój konkretnie obrany cel. Dlatego rok na pewno na dużym plusie, zwłaszcza jeśli chodzi o rozpoznawalność i cyferki w rankingach. 4. Maciej Sulęcki (16-0, 3 KO). Przed Polsat Boxing Night dla "telewizyjnych kibiców" był postacią raczej anonimową, ale po spektakularnym zwycięstwie nad niepokonanym Robertem Świerzbinskim (12-2, 3 KO) i pokazaniu dużego ringowego luzu, zaczął być rozpoznawalny. W tym roku stoczył ponadto trzy walki, które gładko wygrał na punkty. Dał się też poznać jako ten, który nie boi się rzucać wyzwań innym dobrym pięściarzom. 5. Krzysztof Zimnoch (17-0-1, 11 KO). Równie dobrze mógłby w tym zestawieniu być na pierwszym miejscu. Mimo że nazwisko pięściarza z Białegostoku niektórym cały czas kojarzy się tylko z innym polskim bokserem, to trzeba przyznać, że ten rok w zawodowstwie dał mu przynajmniej dwa razy tyle, co poprzednie lata. Choć wszystko zaczęło się nie tak jak powinno, to wbrew pozorom, przynosi to teraz niezłe skutki, a wisienką na torcie jest z pewnością pokonanie Olivera McCalla (56-13, 37 KO). 6. Kamil Łaszczyk (15-0, 7 KO). Już poprzedni rok pozwalał mieć co do niego nadzieje, ten jest tylko kontynuacją dobrej passy z jednym mocniejszym sprawdzianem w Ostródzie. Poza tym pokonanie Rogowskiego i Cieślaka pokazało, że między kategorią super kogucią a lekką w tym momencie nikt nie powinien w Polsce zbliżać się do Kamila Łaszczyka. Teraz czekamy na więcej. 7. Artur Szpilka (16-0, 12 KO). Był to dla niego na pewno rok bardzo szalony: dwukrotne deski z Mike'em Mollo (20-5-1, 12 KO), awantura z Zimnochem, rozczarowanie postawą Bidenki i jeszcze kilka innych historii. Zyskał na pewno to, że jest mile widziany w Ameryce, bo wygrywa po thrillerach. Wyrobił sobie również opinię tego, który nie boi się żadnych wyzwań. 8. Łukasz Maciec (18-2-1, 4 KO). Miejsce na tej liście to nie tylko sprawka tej ostatniej walki z Sasunem Karapetyanem (5-1, 2 KO), ale przede wszystkim zwycięstwo w Finlandii z Jussim Koivulą (15-1, 4 KO). Takimi walkami otwiera on sobie drogę do tego, że będzie zapraszany przez coraz lepszych zawodników. 9. Marcin Rekowski (12-0, 10 KO). Zanim w maju tego roku zmierzył się z Elijahem Maccallem (12-3-1, 11 KO), walczył z reguły poza główną kartą dużych gal, jak chociażby w Łodzi czy Bydgoszczy. Jednak od tamtej walki trochę się zmieniło. Na pewno wyszedł z cienia i szersze grono śledzi jego karierę, która ostatnio nabrała tempa. 10. Krzysztof Cieślak (21-5, 6 KO). Dla "Skorpiona" ten rok był z pewnością przełomowy, przy pełnym znaczeniu tego słowa, i dlatego zasługuje na tytuł "powrót roku". Mimo że zaczął rok od porażki z Łaszczykiem, to właśnie tą walką dał sygnał, że znowu ciężko trenuje i cieszy się boksem, a ponadto ma plan na siebie. Tak dobrego roku nie miał dawno i chyba wyczerpał limit pecha. Opracowanie: Łukasz Famulski