Wszystko zaczęło się kapitalnie. "Główka" trafiał każdym ciosem na korpus, więc konsekwentnie powtarzał tę akcję. Niemal równo z gongiem zaskoczył obrońcę tytułu krótkim prawym sierpowym i Huck się zachwiał! - Uważaj, on wciąż jest bardzo groźny - mówił w narożniku trener Fiodor Łapin. W drugiej rundzie aż takich fajerwerków nie było, Huck skontrował też ładnym prawym, ale z pewnością sędziowie znów wskazali 10:9 na aktywniejszego Polaka. Nadal wszystko po naszej myśli toczyło się w trzecim starciu. Co prawda Niemiec dwukrotnie trafił bezpośrednim prawym na górę, ale po pierwsze, na 29-letnim Głowackim te ciosy nie zrobiły wrażenia, a po drugie, w obu przypadkach odpowiedział z nawiązką. Dopiero w czwartej odsłonie champion złapał właściwy rytm, co nie znaczy, że zyskał przewagę. Ta po prostu się wyrównała. Rozgorzała ostra wymiana, obaj zainkasowali po kilka bomb i pachniało deskami dla jednego bądź drugiego. Niestety w piątym starciu inicjatywę przejął Huck. Pokazał to, z czego jest znany. Był agresywny i choć bił może chaotycznie, za to z wielką dynamiką - Słuchaj, ten koleś jest podłączony - krzyczał do niego Don House, czyli nowy szkoleniowiec. I niestety miał rację. W 35. sekundzie szóstej rundy potworny lewy sierpowy ściął Polaka z nóg. Ten padł niczym prądem rażony. Powstał dopiero na dziewięć, był ranny i teoretycznie sędzia miał prawo przerwać potyczkę. Ale puścił ją. Huck rzucił się na Głowackiego by dokończyć dzieła zniszczenia, lecz nadział się na lewy sierp, kilkanaście sekund później lewy podbródek i teraz to on się cofnął. Gdy zabrzmiał gong na przerwę, wszyscy kibice na stojąco oklaskiwali tych gladiatorów. Obaj troszkę spuścili z tonu w siódmym starciu. Początek należał do Hucka, jednak to Krzysiek zaakcentował końcówkę dwukrotnie lewym sierpem po obniżeniu pozycji. Połowa ósmego to równa walka, jednak Marco zranił Krzyśka bezpośrednim prawym. Może nie tyle naruszył jego błędnik, a wyraźnie oko, za które Polak się złapał. Champion natychmiast przeprowadził szturm. Głowacki był w opałach, ale wyszedł z nich ostatecznie bez poważniejszych strat. W dziewiątej tempo spadło do normalnego. Obaj łapali drugi oddech, choć trzeba odnotować rozcięcie prawego łuku brwiowego Polaka. W dziesiątej rundzie znów rozgorzała wojna na wyniszczenie. Straszliwe ciosy pruły powietrze, a obaj bombardowali się raz za razem. To wszystko było jednak niczym w porównaniu z tym, co wydarzyło się w starciu jedenastym... W pewnym momencie Głowacki uderzył obszernym lewym sierpowym. Tylko musnął brodę championa, lecz natychmiast poprawił prawym sierpem i Huck poleciał na deski! Wstał, jednak równie ciężko jak Polak wcześniej. Różnica była taka, że "Główka" dobił zranioną ofiarę. Rzucił się na nią niczym tygrys, poczęstował go dwoma kolejnymi sierpami i nieprzytomny Huck wyleciał poza liny! Sędzia tym razem nawet nie liczył i od razu zastopował walkę. Polak odwrócił losy potyczki, bo na kartach sędziowskich przegrywał. Lawrence Layton typował 93:96, Lynne Carter 94:95, a George Hill 93:96.Tak więc gdyby "Główka" wygrał jedenastą i dwunastą rundę bez żadnych bonusowych punktów za nokdauny czy ostrzeżenia, przegrałby stosunkiem głosów dwa do jednego. Ale zrobił swoje i za to mu chwała. Tym samym Polak przerwał marsz Hucka i nie dał mu pobić wcześniej wyrównanego rekordu kategorii junior ciężkiej jeśli chodzi o udane obrony (13). Brawo! Znów mamy mistrza świata i znów mamy dla kogo zarywać noce.