Szpilka na dzień dobry poczęstował rywala prawym prostym, po jakim poszedł mocny lewy na dół. Co prawda Kubańczyk trafił długim prawym, lecz Artur niemal natychmiast zrewanżował się mu lewym sierpowym i tylko liny uratowały Consuegrę przed upadkiem. Dodatkowo nabawił się skręcenia lewego kolana. W drugim starciu walczył dzielnie, dobrze skontrował Artura prawym krzyżowym, jednak "Szpila" posłał go na deski - tym razem prawym sierpowym. Consuegra powstał na osiem i wtedy zabrzmiał gong. Podczas przerwy między drugą a trzecią odsłoną kolano Kubańczyka obejrzał lekarz i wydał ringowemu jasną komendę - "No more". Sędzia posłuchał i zastopował pojedynek, ale rywal Artura i tak chyba nie miał dalej ochoty bić się z naszym rodakiem. Niepokonany dotąd Oscauris Frias (16-1, 6 KO) nie był żadnym zagrożeniem dla Kamila Łaszczyka (21-0, 8 KO), naszej największej gwiazdy lżejszych kategorii. Pięściarz z Dominikany zaczął bardzo asekuracyjnie. Wrocławianin też nie szalał, ale pierwszą rundę zaakcentował ładnym prawym krzyżowym. W drugiej Kamil był aktywniejszy, popisując się między innymi fajną akcją lewy prosty-lewy sierp. Na początku trzeciej rywal zaczął "pajacować". Zmieniał co chwilę pozycję, wystawiał język, ale podopieczny Piotra Wilczewskiego zachowywał spokój i coraz częściej szukał miejsca pod łokciami oponenta. Podrażniony Frias po gongu na przerwę wyprowadził jeszcze dwa ciosy, za co pani sędzia bez namysłu odebrała mu, całkiem słusznie, punkt. Po trzydziestu sekundach czwartego starcia Kamil okazał się szybszy w akcji prawy na prawy. Huknął jako pierwszy i posłał przeciwnika na deski. Ten przez dwie minuty tylko klinczował, ale dotrwał bez dalszych szkód na przerwę. Po niej trwałą dominacja naszego "Szczurka". Świetnie pracowała lewa ręka, czy to jako jab, czy lewy hak na wątrobę. Na minutę przed końcem szóstej odsłony Łaszczyk wystrzelił prawym krzyżowym, tym razem w okolice czoła. Pod Friasem ugięły się nogi, jednak ustał tę bombę i walczył dalej. Siódmą rundę Polak zakończył natomiast mocnym prawym overhandem i kto wie czy nie posłałby rywala na deski, gdyby gong zabrzmiał kilka sekund później. W ostatniej, ósmej rundzie Łaszczyk nadal dyktował warunki. Pół minuty przed syreną kończącą walkę zranił jeszcze Dominikańczyka prawym podbródkowym, ale znów zabrakło czasu na dokończenie dzieła zniszczenia. Punktacja mogła być tylko jedna - 3x 80:70 dla Polaka. Przykro było patrzeć na walkę Macieja Sulęckiego (21-0, 6 KO). Zawodnik światowej czołówki wagi średniej musiał czekać na koniec gali żeby pokazać się polskim kibicom, a naprzeciw niego stanął gruby i przestraszony Jose Miguel Rodriguez Berrio (21-9, 13 KO). "Striczu" kilka razy uderzył lewym hakiem pod prawy łokieć Kolumbijczyka i tak mu odebrał ochotę do dalszej walki, że ten przewrócił się... po niecelnym prawym Maćka i dał się wyliczyć sędziemu. Druga walka Sulęckiego za oceanem i druga szybka czasówka. Szkoda byłoby jednak, gdyby ten chłopak, należący być może do absolutnej elity, miał dalej spotykać się z takimi zawodnikami.