Brakuje już słów, by opisać tegoroczną postawę Maksyma Drabika. Martwił się o niego nawet Tomasz Gollob, który dwa miesiące temu zadzwonił do prezesa Krono-Plast Włókniarza Michała Świącika, oferując swoją pomoc. 26-latkowi nie można odmówić braku chęci do poprawy, ale jego kolejne działania wydają się być coraz gorsze. Pomoc przyszła z Lublina Kiedy częstochowianie przegrywali pierwsze spotkania, to mówiono, że jak Drabik się przebudzi, to będzie lepiej. Tak faktycznie się stało, bo na przełomie maja i czerwca zawodnik zaczął korzystać z silników Michała Marmuszewskiego. Tuner pracujący w warsztacie na terenie Orlen Oil Motoru Lublin postawił go na nogi. Maksym w końcu notował dwucyfrówki, a Włókniarz dopisywał pierwsze punkty do tabeli. Akurat tak się złożyło, że w tamtym okresie zbiegło się kilka meczów domowych w krótkim odstępie czasowym. Do wyników w Częstochowie nie ma się co przyczepiać, ale wyjazdy w wykonaniu Drabika są koszmarne. Jedynym wyjątkiem było starcie w Zielonej Górze, gdzie poprowadził drużynę do zwycięstwa. To już przeszłość, bo teraz znów złapał olbrzymi dołek. Spróbował czegoś nowego i pokonał rywala, który zdefektował Były mistrz świata znalazł się już w takiej sytuacji, że za poleceniem szkoleniowca Janusza Ślączki testował rozwiązanie Luigiego Baratha. Dziś już praktycznie nikt w PGE Ekstralidze nie ściga się na jego jednostkach. Efekt nie był zadowalający, bo Drabik w Lublinie pokonał tylko jednego rywala. Był nim Bartosz Bańbor, który nie dojechał do mety z powodu defektu. Chwilowa rezygnacja z MMX-ów jest dziwną decyzją. Tym zachowaniem jednak daje kibicom do zrozumienia, że jemu też nie podoba się jego jazda i szuka ratunku, gdzie popadnie. Kiedy natomiast Kubera zmienił swojego tunera, to przyznał, że przesiadając się, potrzebuje trochę czasu na zrozumienie nowych silników. Być może Drabik również potrzebowałby stabilizacji, próbując dogadać się z konkretnymi silnikami. W dłuższej perspektywie czasu wyszłoby to na plus zarówno jemu, jak i całej drużynie. Bez skutecznego Drabika częstochowianie nie mają co liczyć na medal w tym roku.