Jako zawodnik Piotr Protasiewicz zapracował na status legendy Falubazu Zielona Góra. Jako menedżer wywalczył z zespołem awans, w pierwszym sezonie się z nim utrzymał, ale od kilku miesięcy popełnia koszmarne błędy w prowadzeniu drużyny. I jak tak dalej pójdzie, to za dwa tygodnie może stracić pracę. Klub milionera tonie. Coraz dłuższa lista grzechów menedżera. To on pozwolił na eksperyment Protasiewicz nie dostał ultimatum, ale jego notowania drastycznie spadły Protasiewicz po trzech porażkach na starcie sezonu 2025 i zamknięciu szans na play-off nie dostał ultimatum, ale siedzi na bombie. Bo jednak doszło do poważnej rozmowy prezesa Adama Golińskiego z dyrektorem i padły tam mocne słowa i konkretne zarzuty. Oficjalnie trudno coś wyciągnąć, nieoficjalnie wiemy, że prezes ma olbrzymie zastrzeżenia dotyczące sposobu prowadzenia zespołu. Dyrektor w ostatnim czasie nie był kompletnie zainteresowany współpracą. Z prezesem komunikował się, wysyłając wyłącznie sms-y. A kiedy komisarz kazał mu przykryć tor w Zielonej Górze, to arbitralnie zdecydował, że to zrobi. I to pomimo tego, że mógł się spodziewać, że to będzie mieć katastrofalne skutki dla zespołu. Protasiewicz w pojedynkę podjął ważną decyzję Dziś największe pretensje do Protasiewicza są właśnie o to, że arbitralnie podjął decyzję o przykryciu toru po środowym treningu. Z tego powodu tor, który w środę był przyczepny (zawodnicy pod to dopasowywali silniki), w dniu meczu był bardzo twardy. Niemalże taki, jak w Grudziądzu, dlatego Bayersystem GKM wygrał gładko 51:39, a gospodarze byli pogubieni. Leon Madsen, na którego Protasiewicz zrzucił winę za porażkę, w środę dopasował silniki pod lekko przyczepny tor, w piątek tylko bezradnie rozłożył ręce. W ostatniej chwili musiał wymieniać silniki, bo te, które odłożył po treningu, nie nadawały się do niczego. Cała drużyna była pogubiona. Protasiewicz musi udowodnić, że jest zdolny do współpracy w grupie To wszystko, co działo się wokół meczu z GKM-em wyglądało tak, jakby Protasiewicz chciał udowodnić wszystkim, że jest najmądrzejszy w klubie i nie potrzebuje niczyjej pomocy. Tak, jakby nigdy nie słyszał hasła, że w sporcie ważna jest praca zespołowa, że warto pewne decyzje skonsultować. Tak przynajmniej widzą to w klubie. Po porażce Protasiewicz dostał wsparcie i pomoc od prezesa, ale równocześnie ma przemyśleć swoje zachowanie i wyciągnąć wnioski na przyszłość. Musi teraz udowodnić, że jest zdolny do współpracy w grupie. W innym razie za chwilę może przestać pełnić swoją funkcję. Trudno przewidzieć, czy Protasiewiczowi uda się ta przemiana. Inna sprawa, że nawet to może go nie uratować. W najbliższy weekend Falubaz czekają wyjazdowe derby z Gezet Stalą Gorzów, potem mecz u siebie z toruńskimi "Aniołami". Może się okazać, że dojdą dwie kolejne porażki, a wtedy władze nie będą miały wyboru. Wtedy trzeba będzie podjąć szybką akcję ratunkową.