Smutne losy wielkiej piątki 20 lat temu RKM kojarzono bardziej z Rybnicką Kuźnią Talentów niż z Rybnickim Klubem Motorowym. Pod okiem Jana Grabowskiego rozwinęło się kilka wielkich talentów w tym samym czasie. Zdobyli złoto w MDMP i kwestią czasu było, aż któryś z nich naprawdę poważnie zapisze się w historii światowego żużla. Niestety, praktycznie żaden nie wykorzystał swojego potencjału, choć powody były różne. Rafał Szombierski był stworzony do żużla i potrafił w piątek wrócić z pracy fizycznej w Niemczech, a w niedzielę pokonać mistrza świata, Taia Woffindena. Aktualnie siedzi w więzieniu. Roman Chromik zgasł gdzieś po ukończeniu wieku juniora i po tułaczce na niższych szczeblach, dał sobie spokój z żużlem. Łukasz Romanek niestety nie wytrzymał psychicznie presji i odebrał sobie życie. Miał też problemy spowodowane urazem głowy po upadku w Lesznie. Łukasz Szmid jeździł najkrócej, ale i on mógł być dobrym żużlowcem. W złotej piątce z 2002 roku był też Zbigniew Czerwiński, dzisiejszy jubilat. On pamięta wielkiego Włókniarza Choć Czerwiński był wychowankiem RKM-u, pierwszych ligowych szlifów nabierał w barwach Włókniarza Częstochowa. To tam w zasadzie święcił swoje największe sukcesy w życiu. Będąc jeszcze juniorem, zdobył z klubem złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski, jak do tej pory ostatni w historii dla tego klubu. Wówczas jeździł w zespole z Andreasem Jonssonem, Rune Holtą czy Ryanem Sullivanem. Czerwiński nie był pierwszoplanową postacią, ale też cegiełkę do złota dołożył. Po latach zawodnik wspominał te czasy podczas rozmowy z WP. - Były to naprawdę przyjemne chwile. Śmiało mogę powiedzieć, że znam drogę do Częstochowy na pamięć. Spędziłem we Włókniarzu najpiękniejsze lata mojej kariery - mówił. Czerwiński zwłaszcza w drużynowej odmianie żużla naprawdę miał sukcesy, ale mimo tego o swoim dorobku zawsze wypowiadał się bardzo skromnie. Być może dlatego, że w większości nie był typem lidera, kogoś od kogo zależy wynik. Gdzieś się zagubił. Tułaczka po niższych ligach Wydawało się, że chłopak który właśnie został mistrzem Polski, ma przed sobą otwartą drogę do dużej kariery. Przygoda Czerwińskiego napotkała jednak pewne zakręty, które trudno było pokonać. Zaczął często zmieniać kluby, nigdzie tak naprawdę nie mógł ustabilizować formy. Wrócił do Rybnika, potem przeszedł do Ostrowa, wylądował nawet w Ukrainie, gdy klub z Równem jeździł w polskiej lidze. Wtedy już mało kto wierzył, że Czerwiński będzie w stanie wycisnąć ze swojej kariery coś więcej. Choć miał 26 lat, czyli jak na żużlowca wcale niedużo, było widać u niego tendencję spadkową. Wydarzyło się wówczas coś, co zahamowało karierę zawodnika, a przez chwilę nawet poważnie zagrażało jego życiu. Czerwiński otarł się o śmierć W październiku 2008 roku podczas memoriału Igora Marko w Równem, Czerwiński zaliczył straszny upadek. Przez pewien czas był nawet podłączony do aparatury podtrzymującej go przy życiu, istniało poważne zagrożenie że może tego nie przeżyć. Dał jednak o sobie znać sportowy charakter i tak naprawdę po tygodniu od zajścia, Czerwiński normalnie rozmawiał już z bliskimi. Ta sytuacja mocno przełożyła się niemniej na jego dalszą karierę. W sezonie 2009 był żużlowcem RKM-u Rybnik, ale tam praktycznie w ogóle nie startował. Na poważnie wrócił do żużla dopiero rok później, ale średnia 1,527 w barwach drugoligowca z Ostrowa nie była tym, czego zapewne oczekiwał od siebie człowiek będący drużynowym mistrzem Polski. Coraz częściej w głowie Czerwińskiego zaczęły pojawiać się myśli o zakończeniu żużlowej kariery. Nieoczekiwana szansa w ekstralidze na koniec kariery Gdy niektórzy zapomnieli już w ogóle o istnieniu Czerwińskiego jako aktywnego żużlowca, nagle pojawił się on w składzie ekstraligowego Unibaksu Toruń. Była to tak naprawdę sytuacja wymuszona, a Czerwiński był akurat dostępny na rynku, bo podpisał zimą umowę warszawską w Zielonej Górze. Zgodnie z przewidywaniami, niczego specjalnego w ekstralidze nie udało mu się pokazać. Zakończył sezon ze średnią 0,786, udało mu się wygrać jeden bieg. W wieku 30 lat de facto zjechał z żużlowej sceny. Paradoksalnie i tak jeździł dłużej niż część jego kolegów z piątki, która 20 lat temu była najlepsza wśród polskich młodzieżowców. Trudno jednak nie dostrzec, że Czerwiński mógł zrobić znacznie większą karierę, a być może nawet jeździć do teraz. W polskich ligach jest kilku zawodników powyżej 40. roku życia. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata