Wikingowie, czyli skandynawscy żeglarze i wojownicy, w średniowieczu siali postrach niemal w całej Europie. Ci w Falun groźni nie są, ale swoją organizacją i zaangażowaniem w doping i tak budzą respekt. Już nikogo nie napadają, tylko grzecznie czekają na zaproszenie. - Na pomysł takiego obozowiska wpadliśmy już podczas mistrzostw świata w Oslo, cztery lata temu. Do Szwecji przyjechało nas prawie 600. Mamy nadzieję, że organizatorzy zawodów w Lahti oraz igrzysk w Pjongjang też nie będą mieli nic przeciwko naszej wizycie - powiedział wiking Svein. Wikingowie cenią sobie bliskość areny. Z zimnymi nocami nauczyli się sobie radzić. - Śpiwór, wełniane ubranie oraz kilka kropel czegoś rozgrzewającego wystarczy, by mieć spokojny sen - przyznał wiking imieniem Kim. W każdym z namiotów na drewnianej podłodze znajduje się pięć, sześć łóżek. Poniedziałek jest jedynym w trakcie mistrzostw dniem przerwy w rozgrywaniu zawodów. Kibice mają trochę wytchnienia i zbierają siły. Bycie wikingiem to bowiem zajęcie na pełen etat. Po śniadaniu wspólnie udają się na trybuny oraz wyznaczone miejsca wzdłuż tras biegowych. Przez kilka godzin nie szczędzą gardeł wspierając nie tylko norweskich zawodników. - Dopinguję także Szwedkę Charlottę Kallę. Wydaje się być prawdziwą wojowniczką - przyznał Kim. Po zawodach wikingowie idą na wspólny obiad, ale to dla nich nie jest jeszcze koniec dnia. W trakcie czterech pierwszych dni Norwegowie zdobyli 11 medali, w tym sześć złotych. Wieczorna wizyta w centrum Falun na dekoracjach jest więc dla nich obowiązkowa.