Wojciech Górski, Interia: Mistrzostwa Europy startują już jutro. Jakiego Euro 2024 w Niemczech spodziewa się król Bielefeldu? Artur Wichniarek, 18-krotny reprezentant Polski: - Organizacyjnie mistrzostwa będą zapięte na ostatni guzik. Nie wiem tylko, czy reprezentacja Niemiec będzie tak dobrze zorganizowana jak te mistrzostwa. To wielka niewiadoma. Nadzieja w narodzie jest, bo mecze marcowe z Francją i Holandią pokazały, że ten zespół stać na wielkie rzeczy, na wygrywanie z najlepszymi, czego ostatnio nie udawało się dokonywać. Wątpliwości budzą jednak czerwcowe sparingi. Tak jak polskiej reprezentacji dały one spore nadzieje, tak remis Niemiec z Ukrainą 0-0 oraz wymęczone zwycięstwo z Grecją 2-1 sprawiły, że nastroje wewnątrz tamtejszej kadry spadły. Z Grecją mecz mógł skończyć się o wiele gorzej. Co prawda Manuel Neuer przy bramce zrobił, co zrobił, ale w dwóch innych sytuacjach wybronił fantastycznie. Julian Nagelsmann przedłużył kontrakt po dwóch świetnych marcowych meczach, odrzucił ofertę Bayernu, ale w czerwcu nie było już tak dobrze. Jeśli Niemcy nie osiągną sukcesu na ME, co dalej z trenerem Nagelsmannem? - Nagelsmann jest na tyle świadomym swojej wartości trenerem, że w kontrakcie jest nawet klauzula, że jeśli mistrzostwa miałyby się nie udać i Niemcy nie wyszliby z grupy, to kontrakt będzie rozwiązany bez potrzeby wypłacania odszkodowania temu trenerowi. To sytuacja win-win dla związku i dla trenera. Jeżeli będzie dobrze, to trener zostanie dalej, a jeśli nie, to nikt nie będzie robił problemu, żeby odejść. Jak oceniasz powołania Nagelsmanna? Duże kontrowersje wzbudziła nieobecność Leona Goretzki oraz Matsa Hummelsa, który zagrał świetny sezon, szczególnie w Lidze Mistrzów. - Nieobecność Hummelsa to wielka niespodzianka. W Lidze Mistrzów naprawdę grał pana profesora Matsa Hummelsa. Doprowadził ten zespół do finału Champions League. Zresztą Borussia prawie go wygrała, bo miała rewelacyjną pierwszą połowę. Nagelsmann ma jednak inną koncepcję. Myślę, że Hummels nie jest zawodnikiem, który mógłby dawać coś zespołowi, siedząc na ławce rezerwowych. Dlatego też selekcjoner podjął decyzję o powołaniu dwóch innych środkowych obrońców, którzy jednak z ławki wejdą i mają inną szybkość i trochę mniej lat. Dlatego też nie wziął Hummelsa. Z Goretzką sytuacja jest dla mnie zastanawiająca. Miał problemy na początku sezonu, musiał walczyć o pierwszą jedenastkę u Thomasa Tuchela, lecz później czysto piłkarsko wygrał rywalizację o skład w Bayernie Monachium i naprawdę wyglądał w tym sezonie dobrze. Na jego miejsce w składzie został powołany Aleksandar Pavlović, czyli wschodząca gwiazda Bayernu, który niejednokrotnie grał w parze z Goretzką. Ale okazało się, że ten zawodnik na mistrzostwa Europy nie pojedzie, bo wyeliminowała go choroba, zapalenie migdałów. Mimo tego w miejsce Pavlovicia Nagelsmann nie powołał Goretzki, a Emre Cana. To powoduje, że jednak sytuacja staje się dziwna, ale trener ma swój pomysł na granie. Nie ma też Juliana Brandta, który zagrał w Lidze Mistrzów kilka dobrych meczów. Jeśli chodzi o nieobecność Goretzki, w niemieckich mediach krążyła taka teoria, że Nagelsmann powołałby go jako piłkarza wyjściowego składu, ale nie chciał go w zespole jako zmiennika. - Nie zgodzę się z tym, bo Goretzka niejednokrotnie był zmiennikiem w Bayernie Monachium. Nie można powiedzieć, by godził się z tą sytuacją, ale traktował ją wyłącznie w kategoriach sportowych. Jeżeli siedział na ławce, to wchodząc starał się dawać jak najwięcej, pokazać trenerowi i jest to inny case, niż to, o czym mówiłem na temat Matsa Hummelsa. Obrońca Borussii wchodząc z ławki pewnie nie dawałby takiej stabilizacji, którą mógłby dawać w drugiej linii Goretzka. Przejdźmy do reprezentacji Polski. Jakie są twoje oczekiwania wobec naszej kadry? - Moje oczekiwania? Zawsze miałem oczekiwania wobec tej reprezentacji. Uważam, że mamy naprawdę dużą jakość w zespole, ale nie zawsze ją pokazywaliśmy w poważnych meczach, już nie mówiąc o eliminacjach mistrzostw Europy, które były zupełnie nieudane. Ale mam wrażenie, że przyjście Michała Probierza pobudziło w tej grupie pewne emocje, pewną chęć pokazania trenerowi, że oni nie są tu przez przypadek. To spowodowało, że już w finale baraży w Walii widzieliśmy na boisku zespół. Jedenastu facetów plus rezerwowi, którzy walczyli o jeden cel. Zawodnicy podkreślali, że poprawiła się atmosfera, że jest już o wiele lepsza, niż była jeszcze przed rokiem. To też wpływa na to, jak oni wyglądają na boisku. Czerwcowe sparingi wlały trochę optymizmu w serca fanów? Mecze z Ukrainą i Turcją pokazały, że mamy zawodników, którzy potrafią w piłkę grać. Mówię tu o Zalewskim, o Urbańskim, o Zielińskim, o Frankowskim i kilku innych. Mamy do tego napastników, którzy bramki strzelać potrafią. Mamy też wykonawców stałych fragmentów gry, które przynoszą zagrożenie pod bramką przeciwnika. Tego było bardzo mało. Z Estonią mieliśmy ponad 20 rzutów rożnych i nie mieliśmy z nich żadnej sytuacji. Twoim zdaniem to kwestia wykonawców, czy też wypracowanych schematów? - W pierwszej linii to kwestia wykonawców. Bo jeżeli piłka nie trafi tam, gdzie ma zostać dośrodkowana, to strzelec może biec we właściwe miejsce, kiedy chce, jak chce, ale jeśli piłka tam nie trafi, to strzelić się nie da. Teraz stałe fragmenty wykonywali Sebek Szymański i Michał Skóraś i wyglądało to naprawdę dobrze. A z Turcją niezłe stałe fragmenty gry miał także Zieliński. To też napawa optymizmem. Jestem pozytywnie nastawiony do tego, że możemy cztery punkty zdobyć. W Hanowerze rozmawiał Wojciech Górski, Interia