W ostatnich tygodniach bardzo wyraźnie wyklarowała się najlepsza trójka polskiej PKO Ekstraklasy. Wydaje się, że strącenie z podium: Lecha Poznań, Jagiellonii Białystok czy Rakowa Częstochowa, będzie bardzo trudne. Trzecia "Jaga" zgromadziła bowiem 48 punktów po 24 kolejkach, a czwarta Legia Warszawa aż osiem oczek mniej, co stanowi naprawdę sporą zaliczkę. Dramaturgia wynikająca z niemocy O miejsce w czołowej trójce chciałyby z pewnością powalczyć jeszcze oprócz Legii także Pogoń Szczecin czy Cracovia Kraków. Te dwa ostatnie zespoły w 25. kolejce musiały zmierzyć się ze sobą, co mogło sprawić, że jeden z nich z tej walki się mocno wycofa. W lepszej pozycji do tego "małego hitu" 25. serii gier podchodził zespół gospodarzy. Szalony mecz w Szczecinie. Pogoń zbliżyła się do czołówki Pogoń bowiem miała na swoim koncie dokładnie 40 punktów, zaś Cracovia o dwa oczka mniej. Dodatkowo mecz odbywał się w Szczecinie, więc gospodarze w teorii powinni mieć tę małą przewagę własnych kibiców na trybunach, a na pięć ostatnich domowych meczów wygrali trzy, z kolei goście w pięciu ostatnich wyjazdowych przypadkach wygrali ledwie dwukrotnie. Pierwsza połowa rozpoczęła się jednak absolutnie fatalnie z perspektywy gospodarzy. Już w piątej minucie bowiem rzut karny dostała ekipa z Cracovii. Do piłki podszedł Benjamin Kalman i umieścił ją w siatce. To był szok na stadionie w Szczecinie. Sześć minut później Kalman podwyższył prowadzenie na 2:0. Na odpowiedź Pogoni trzeba było czekać aż do doliczonego czasu gry. W drugiej jego minucie gola na 1:2 strzelił Fredrik Ulvestad i gospodarze złapali kontakt jeszcze przed przerwą. To nie był koniec. Michał Probierz pod ścianą, przykra wiadomość z Anglii. Tego nie chciał usłyszeć W siódmej minucie doliczonego czasu gry golem samobójczym na 2:2 "popisał się" Otar Kakabadze. W pięć minut Pogoń odrobiła całą stratę za pierwszych 11 minut całego spotkania i z wynikiem remisowym schodziła do szatni. Po przerwie sytuacja gospodarzy uległa poprawie, ale nie za sprawą gola, a nierozważnego zachowania ze strony Micka van Burena, który niebezpiecznie zaatakował nogą głowę rywala. Sędzia Bartosz Frankowski po długiej analizie VAR uznał, że należy się za to zagranie czerwona kartka i Pogoń dostała trzydzieści minut gry w przewadze. W 80. minucie w pole karne gości wpadł Gamboa. Zawodnik Pogoni został sfaulowany, a Bartosz Frankowski wskazał na jedenasty metr od bramki Cracovii. Do piłki podszedł oczywiście Koulouris i uderzył znakomicie - prosto w okienko bramki Madejskiego. Pogoń wyszła więc na wymarzone prowadzenie. W 84. minucie wszystko stało się już jasne. Znakomite podanie zewnętrzną częścią stopy posłał Kamil Grosicki, a piłkę do własnej siatki wpakował Ghita, który próbował uprzedzić Madejskiego. W doliczonym czasie gry dublet skompletował jeszcze Ulvestadt, wykorzystując kolejny błąd gości. Pogoń odwróciła losy meczu w spektakularny sposób i wskoczyła na czwarte miejsce w tabeli.