Andrzej Klemba, Interia: Pracuje pan w Cracovii od stycznia, a już pożegnał się pan z bardzo ważnymi osobami dla tego klubu: byłym trenerem, a ostatnio wiceprezesem Stefanem Majewskim, szkoleniowcem hokeistów Rudolfem Rohaczkiem, a po niedzielnym remisie z ŁKS z trenerem Jackiem Zielińskim. Mateusz Dróżdż: To nie jest tak, że ja chciałem kogoś zwalniać, po prostu. Te decyzje były konieczne, wynikały z głębokiej analizy, a każda z nich była konsultowana z właścicielem. Staraliśmy się także przygotować na ich ewentualne podjęcie. Jeśli chodzi o Stefana Majewskiego, zmiana była konsekwencją reorganizacji pionu sportowego, w którym nie ma stanowiska dyrektora sportowego, co potwierdzają ostatnie ruchy w klubie. Pożegnanie z trenerem Rohaczkiem po tylu latach współpracy było bardzo trudne i nie było spowodowane wynikami sportowymi, tylko zmianą w podejściu do hokeja. Przyznaję, że na początku mojej pracy w Cracovii zapewniłem szkoleniowca, że będzie prowadził drużynę do końca kontraktu. Przyjrzałem się jednak, jak funkcjonuje hokej, zdecydowaliśmy z właścicielem, że cała sekcja potrzebuje zmiany zarządzania i nie może być podporządkowana tylko trenerowi Rohaczkowi. W efekcie nastąpiły zmiany nie tylko co do trenera, ale dodatkowo przejąłem zarządzanie hokejem, chociaż początkowo miałem tego nie robić. Nowy plan zakładał, że więcej osób będzie miało wpływ na zespół i jeżeli to nie będzie funkcjonować, to podejmiemy decyzje co dalej. Przyglądaliśmy się i cały czas monitorowaliśmy, jak sekcja działa po pierwszych zmianach, czyli po powołaniu dyrektora sportowego oraz operacyjnego. Doszliśmy do wniosku, że niestety potrzebna jest zmiana, aczkolwiek liczę, że na pomoc trenera Rohaczka będę mógł nadal liczyć. Po remisie z ŁKS ogłosiliście, że trener Zieliński kończy pracę w Cracovii. - W tygodniu przed meczem ustaliłem ze szkoleniowcem, że jeżeli będzie potknięcie z ŁKS, to nie będzie już dłużej trenerem pierwszej drużyny. Doskonale o tym wiedział, ale jednocześnie zaznaczyłem, że nie chcę tego robić i pomogę, jak tylko mogę, aby do tego nie doszło. Oznajmiłem też, że nie przedłużymy umowy na kolejny sezon, ale naszym celem jest dokończenie rozgrywek z trenerem. Rozmowy odbywały się w poszanowaniu i zrozumieniu. Byliśmy też w kontakcie z trenerem Kroczkiem, by był gotowy objąć zespół w razie niepowodzenia. Jeszcze raz podkreślę, że nie byłem zwolennikiem takich zmian, ale sytuacja w tabeli i w drużynie sprawiła, że trzeba było podjąć taką decyzję. Nie ścinam głów, bo mam taką wewnętrzną potrzebę. Ostatni raz jakiegokolwiek trenera zwalniałem około czterech lat temu. Wiem, że w sporcie nie powinno się działać pod wpływem emocji, chciałem dokończyć sezon z trenerem Zielińskim, ale ta decyzja była niezbędna. Prawda jest taka, że gdyby Rakoczy nie wyrównał w końcówce meczu z Widzewem, to już wtedy prawdopodobnie doszłoby do pożegnania ze szkoleniowcem, ale ciągle w pionie sportowym chcieliśmy podjąć racjonalną decyzję. Muszę powiedzieć, że relacje z trenerem były partnerskie. Rozstaliśmy się z klasą i powiedziałem szkoleniowcowi, że jak się utrzymamy, to też będzie w tym jego zasługa. Dawid Kroczek to rozwiązanie tymczasowe? - Na razie ustaliliśmy, że poprowadzi zespół do końca sezonu, a potem zobaczymy. Wstrzymywałem się z tą decyzją także z powodu akademii Cracovii. Przyjście do pierwszego zespołu trenera Kroczka i trenera Palczewskiego spowoduje, że trzeba będzie szukać zastępstwa do akademii, której struktury szkoleniowe dopiero co zbudowaliśmy. Młody szkoleniowiec zastąpił bardzo doświadczonego. Na co pan liczy? - Młody, ale takim trzeba dawać szansę. Czy trenerzy Siemieniec, Niedźwiedź, Myśliwiec albo Szulczek mieli dużo większe doświadczenie, kiedy podejmowali pracę w klubie z ekstraklasy? Po rozmowie ze szkoleniowcem wiem, że ma ogromną wiedzę teoretyczną. Na boisku w akcji widziałem go tylko wtedy, kiedy był trenerem Resovii, która przyjechała do Łodzi i wygrała z Widzewem 4:1. Przyznaję, że jak przychodził do Cracovii, to z tyłu głowy miałem, aby przejął kiedyś pierwszy zespół. Sprawy potoczyły się tak daleko, że nastąpiło to szybciej. To była wspólna decyzja pionu sportowego. A zawodnicy co mówią o sytuacji i grze zespołu? -Ten ostatni tydzień był bardzo trudny, także ja odbywałem z nimi rozmowy. Cały zespół próbował wziąć za tę sytuację odpowiedzialność. Niestety zremisowaliśmy 2:2 i kolejny raz nie utrzymaliśmy prowadzenia. Nie wiem już który raz wypuściliśmy wygraną. Wydaje się, że Cracovia ma dużo mocniejszy skład niż zajmowane miejsce. Pięciu reprezentantów kraju, kolejni w kręgu zainteresowań, a do tego Michał Rakoczy. - Porównuję to trochę do sytuacji w Widzewie. Wtedy powiedziałem przed rundą rewanżową, że trener Janusz Niedźwiedź może przegrać wszystkie mecze, bo widziałem jaką zespół ma jakość i jak zachowuje się boisku. Tu tego nie widziałem. To trudne do wytłumaczenia, dlaczego jesteśmy tak nisko w tabeli. Indywidualnie pod względem jakości to jest najsilniejszy zespół, którego byłem prezesem. Świadczą o tym właśnie te powołania do kadr narodowych, ale też widzę to na co dzień. Problem niewątpliwie jest i mam nadzieję, że uda się go szybko zdiagnozować, by wyjść z kryzysu. Sytuacja może jeszcze nie jest dramatyczna, ale jest bardzo zła. Niewykluczone, że już teraz będzie potrzebna reanimacja i pierwsza pomoc. Terminarz raczej nie będzie sprzymierzeńcem Cracovii. - Niestety to prawda. Do utrzymania potrzebujemy 36 punktów, a mamy 29. Mimo trudnego terminarza jest to do zrobienia. Bardzo ważny, nie wiem już o ile punktów, będzie mecz z Puszczą Niepołomice. Gramy też u siebie z Górnikiem Zabrze, a także trzeba próbować zdobyć punkty na wyjeździe nawet we Wrocławiu czy Białymstoku. Możliwe jednak, że Cracovia spadnie. Rozmawiał pan z Comarchem co wtedy? - To byłby dla nas dramat, zwłaszcza na tym etapie budowy klubu. Także wizerunkowo. Znów na mecze Cracovii przychodzi po 10 tysięcy osób, a na ostatniej prostej są rozmowy ze sponsorami, ale oni uzależniają swoje zaangażowanie od gry w ekstraklasie. Myślę, że Comarch by nie opuścił klubu. Plan B oczywiście jest, ale nie wyobrażam sobie Cracovii w pierwszej lidze. Brakowałoby co najmniej 10 mln w budżecie Cracovii? - Rzeczywiście mniej więcej taką sumę trzeba by wtedy znaleźć. Dlatego staramy się nie dopuścić do takiej sytuacji. W kontekście Cracovii pojawiło się nazwisko trenera Dawida Szulczka. - Liczyliśmy, że skończymy sezon z trenerem Zielińskim, ale nie ukrywam, że prowadziliśmy rozmowy z innym szkoleniowcami. Naszym celem jest być przygotowanym na każde rozwiązanie, tak aby w przyszłym sezonie nie dopuścić do sytuacji, jaka ma miejsce teraz. Przez 20 lat Cracovią rządził Janusz Filipiak. Dużo ma pan pracy? - Fundamenty w tym klubie zostały położone, ale teraz trzeba Cracovię rozwijać. Za czasów profesora Filipiaka właściwie on zarządzał wszystkim. My zmieniliśmy podejście i podzieliliśmy obowiązki na większą liczbę osób. Dużo mnie zaskoczyło w Cracovii, ale tak jak w poprzednich klubach piłkarskich. Na przykład zbyt małą liczba trenerów w akademii, ale to wynika z innej strategii, jaką przyjęliśmy. Jest dużo spraw, które trzeba rozstrzygnąć, tak aby klub mógł się rozwijać. Chociażby sprawa z Cezarym Kucharskim, agentem Bartosza Kapustki? - Tak i bardzo dużo kosztowała Cracovię. Dla większości klubów ekstraklasy wypłacenie takiej kwoty wiązałoby się ze sporym wysiłkiem finansowymi. To znaczna kwota nawet dla budżetu Cracovii. Rozmawiał Andrzej Klemba