Korona Kielce pałała żądzą rewanżu za domową porażkę z rundy jesiennej (0:1), ale musiały pójść za tym argumenty czysto piłkarskie. Tymczasem w stolicy meldowała się drużyna ze strefy spadkowej. W tej sytuacji gospodarze znajdowali się pod podwójną presją wygranej. Pierwszy kwadrans? Bez niespodzianki. Legia zdominowała niżej notowanego rywala, zamykając go w strefie obronnej. Przy odrobinie lepszej precyzji mogła objąć szybko dwubramkowe prowadzenie. Zamiast tego... zrobiło się raptem 0:1. Fatalnie zachował się stojący w bramce warszawian Gabriel Kobylak, zagrywając nieodpowiedzialnie do Rafała Augustyniaka. Ten stracił piłkę, po chwili bez przyjęcia uderzył Adrian Dalmau i goście mogli celebrować zdobycie bramki. Pokaz siły Lecha Poznań, a potem odpowiedź Jagiellonii. Absolutna demolka Legia w osłabieniu stawia Koronę pod ścianą. Czerwona kartka i zmarnowana "jedenastka" Ekipa Goncalo Feio jeszcze nie zdążyła otrząsnąć się po ciosie, a po niespełna 120 sekundach ponownie znalazła się w opałach. Tym razem Ryoya Morishita powalił wychodzącego na czystą pozycję Wiktora Długosza. Arbiter nie miał wyboru, musiał ukarać Japończyka czerwoną kartką. W tym momencie trudno było zakładać, że to legioniści zejdą na przerwę z prowadzeniem. A jednak do realizacji takiego scenariusza zabrakło bardzo niewiele. Gra w osłabieniu nie ograniczyła ofensywnego potencjału stołecznego zespołu. W 40. minucie do sytuacyjnej piłki dopadł Steve Kapuadi i strzałem głową z pola bramkowego umieścił ją w siatce. Zrobiło się 1:1. Wszystko zaczynało się w zasadzie od początku. Już w doliczonym czasie pierwszej połowy gospodarze wykonywali "jedenastkę" po faulu Rafała Mamli na Pawle Wszołku. W rolę egzekutora wcielił się Augustyniak. Futbolówka po jego uderzeniu trafiła jednak w słupek. W drugiej odsłonie oglądaliśmy otwartą grę z naciskiem na ofensywę. Żadnej ze stron nie satysfakcjonował podział punktów. Kolejne bramki jednak nie padły. Bohaterami tej części gry okazali się bramkarze. Obaj wyszli obronną ręką z sytuacji sam na sam. Najpierw Mamla intuicyjnie zatrzymał strzał Wahana Biczachczjana, a po drugiej stronie murawy Kobylak nie pozwolił się przechytrzyć Długoszowi. Remis nie pozwolił kielczanom na opuszczenie strefy spadkowej. Legia do liderującego Lecha Poznań traci już osiem punktów.