Pokaz siły Lecha Poznań, a potem odpowiedź Jagiellonii. Absolutna demolka
Wyczekiwanie na powrót naszej PKO Ekstraklasy dobiegło końca w ostatni dzień stycznia. Tego dnia swój mecz wygrał w imponującym stylu, choćby Lech Poznań. Na niedzielę zaplanowano spotkania naszych pucharowiczów. Najpierw w Białymstoku pojawił się Radomiak. Piłkarze z Radomia nie będą jednak wspominać tego wyjazdu zbyt dobrze. Przegrali bowiem bardzo wysoko, aż 0:5.

Jagiellonia Białystok przed trwającym sezonem PKO Ekstraklasy mogła obawiać się klasycznego dla polskich zespołów "pocałunku śmierci" w postaci występów w europejskich pucharach. Po początku rozgrywek faktycznie były podstawy do potwierdzenia tych przypuszczeń. Początek na krajowych boiskach był bowiem dla podopiecznych Adriana Siemieńca naprawdę trudny. Gdy jednak znaleźli oni swój odpowiedni rytm, to zaczęli grać na bardzo wysokim poziomie.
Forma na tyle się poprawiła, że Jagiellonia dołączyła do walki o obronę tytułu mistrza Polski. Po rundzie zimowej zespół z Białegostoku miał na swoim koncie 35 punktów i zajmował trzecią lokatę za Rakowem Częstochowa (37 oczek przyp. red.) oraz Lechem Poznań (38 oczek przyp. red.). Trzeba więc przyznać, że czołówka była naprawdę spłaszczona i każde rozwiązanie na koniec sezonu byłoby tutaj możliwe. Na faworyta z pewnością wyrastał jednak Lech.
Jagiellonia rozbiła Radomiaka. Pokaz siły mistrzów Polski
Drużyna z Wielkopolski rundę wiosenną rozpoczęła z przytupem, bo od pokonania Widzewa Łódź na własnym stadionie 4:1. Dzień później na boisko wyszedł Raków Częstochowa, który jedynie zremisował 0:0 z Cracovią. Na niedzielę zaplanowano zaś rywalizację Jagiellonii Białystok z Radomiakiem Radom.
Trzeba przyznać, że zawodnicy Adriana Siemieńca wyraźnie poczuli głód piłki, bo już po pierwszej połowie jasne było, że to oni wygrają to spotkanie. W czwartej minucie gola na 1:0 strzelił Miki Villar, który wykorzystał zagranie Jesusa Imaza. Trzy minuty później było już 2:0, a na listę strzelców wpisał się Pululu. W 10. minucie dominację gospodarzy dopełnił wspomniany Już Jesus Imaz, który strzelił swojego pierwszego gola w tym spotkaniu. Na kolejne musieliśmy chwilę poczekać.
W 33. minucie znów do protokołu arbitra wpisał się Pululu, a w doliczonym czasie gry do drugiej połowy dublet skompletował Imaz. W taki o to sposób Jagiellonia do przerwy zapewniła sobie aż pięciobramkowe prowadzenie. Druga połowa właściwie zgodnie z oczekiwaniami nie stała na najwyższym poziomie, bo nie musiała. "Jaga" zwyciestwo zapewniła sobie już w pierwszej części meczu i mogła skupić się na kontrolowaniu przebiegu spotkania.