Gdy 21-letni Ethan Katzberg w Budapeszcie pobił o kilka metrów rekord życiowy i z przytupem wygrał eliminacje w mistrzostwach świata, już wszyscy byli zaskoczeni. A gdy nieco później jeszcze wyśrubował życiówkę i zgarnął złoto, wszyscy zaczęli mówić o nowym fenomenie w tej dyscyplinie. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiązane miesiąc temu w Nairobi - rzuty powyżej 83 metrów nie mogły być dziełem przypadku. A ten najdalszy, na 84.38 m, już na pewno nie. Ani Paweł Fajdek, ani Wojciech Nowicki, nigdy tak daleko w swoich karierach nie rzucili. Mistrz świata przyleciał do Polski. I stanął na starcie obok... pięciokrotnego mistrza globu Teraz Katzberg wrócił do Polski, startował już u nas w poprzednim sezonie, jeszcze przed mistrzostwami świata. Już jako wielka gwiazda, by podbić Stadion Śląski. Miał świetnych rywali, bo na liście znalazł się m.in. Węgier Bence Halasz czy nasz Paweł Fajdek, brakowało zaś mistrza olimpijskiego Wojciecha Nowickiego. Jego zatrzymały tym razem w Białymstoku obowiązki rodzinne, ale w maju już regularnie rzucał tuż pod 80 metrów. Fajdek zaś miał problem ze swoimi rzutami, ledwie przekraczał 75 metrów. Jego trener Szymon Ziółkowski uspokajał jednak - na treningach wszystko jest dobrze, młot lata daleko, trzeba tylko jeszcze powtórzyć to w zawodach. Dziś w Chorzowie pięciokrotny mistrza globu kręcił się aż miło - można było tylko żałować, że jakiegoś detalu brakuje na samym końcu, gdy młota już miał opuścić jego ręce. A to zahaczył o siatkę, a to coś innego. Fajdkowi zmierzono tylko jedną udaną próbę, za to najlepszą w tym roku. W drugiej kolejce uzyskał 77.23 m - rzucił najdalej od sierpnia zeszłego roku. Katzber wygrał, ale już nie tak wyraźnie. "Kusy" bez 80-metrowych rzutów To wtedy dawało mu drugie miejsce, bo przecież w stawce był Katzberg. Mistrz świata nie zachwycał jednak tak jak w Nairobi, choć poprawiał się niemal z każdą kolejką. Pierwszy rzut zepsuł, popełnił błędy, zmierzono tylko 73.91 m. A później poprawiał się - najpierw o cztery metry, następnie o metr, wreszcie w piątym podejściu dołożył 30 cm. I z wynikiem 79.12 m spokojnie prowadził. Nikt mu nie zagroził, Fajdek zresztą zepsuł ostatni rzut, kręcił za wolno. Nie chciał mierzenie odległości około 73 metrów, wolał mieć piątą próbę spaloną. Na sześć. Halasz też nie imponował (75.18 m), nie zajął nawet trzeciego miejsca, bo wyprzedził go jeszcze reprezentujący Czechy Wołodymyr Mysływczuk (75.76 m). Można żałować, że pozostali Polacy nie wykorzystali swojej szansy na zbliżenie się do startu w mistrzostwach Europy. Marcin Wrotyński skończył szósty (72.72 ), Dawid Piłat był siódmy (69.85 m). W obu przypadkach można jednak było liczyć na te dwa metry więcej.